Mirosław Kulec – Podobieństwo o zgubionej owcy

Podobieństwo o zgubionej owcy

Mirosław Kulec

Kochani, witam Was na naszej dzisiejszej społeczności, jestem szczęśliwy, że znowu mogę być z Wami. To Wasze modlitwy i wsparcie, te wszystkie SMS i telefony dodają mi odwagi i zachęty. Chce się dzielić dziś bardzo fundamentalną prawdą, historią, która od szkółek niedzielnych, poprzez ewangelizacje utorowała sobie drogę do serc wielu grzeszników. Jestem jednym z nich, może nie bezpośrednio usłyszałem tę historie jako taką, ale Bóg znalazł mnie daleko od Swojej realności i obecności, żyjącego egoistycznym życiem, samotnego; znalazł i nie zabił, nie. On mnie zbawił! Bóg nie chce śmierci grzesznika! Słyszycie to, co mówię? Bóg nie chce śmierci grzesznika, nawet jeśli Wam ktoś powie, że chce. Cała Biblia pokazuje, że nie chce. Karą za grzech jest śmierć, lecz dlatego, że Bóg nie chce śmierci grzesznika, dał dar. Mamy wspaniałą Bożą łaskę, mamy ratunek w Jezusie Chrystusie. Śladami grzesznika, cierpiąc jego samotność i doświadczywszy wszystkiego oprócz grzechu, wyruszył Syn Boży, szukał tego grzesznika w barach, na ulicach, podnosił go pijanego z ulicy lub patrzył w milczeniu w jego pyszne oczy, gdy odnalazł go w gabinetach władzy, na wysokich stanowiskach. „Oto przyszedłem za tobą aż tu, do twojego świata. Chodź za mną”. Jezus. Ile treści w imieniu Tym? Posłuchaj więc tej opowieści!

Czy czułeś się kiedyś zgubiony? Czy czułeś, że nie wiesz, gdzie jesteś, a co gorsza nawet nie wiesz, dokąd zmierzasz? Tak, to prawda, można wiedzieć, gdzie się zmierza, w tym samym czasie nie wiedząc, gdzie się jest. Każde dziecko Boże, które przeżyło sztorm, taką życiową burzę, wie, o czym mówię. To czas, że jedynie drobne drogowskazy potwierdzają, że jeszcze nie zeszliśmy z drogi, choć nie wiemy, gdzie jesteśmy. Jak ważne w trudnych chwilach jest trzymanie się Słowa Bożego. Chciałbym opowiedzieć, a właściwie skomentować historię opowiedzianą przez naszego Pana, która z jakiejś dziwnej przyczyny została dziś ograniczona do materiału pomocniczego dla szkółek niedzielnych. Oczywiście nie wątpię, że jest to wspaniała historia pomocna dla wprowadzenia dzieci w świadomość Bożej miłości i prowadzenia, lecz ostatnie doświadczenia pokazują mi, jak wielu dorosłych ludzi zapomniało już o tej prostej prawdzie. Najpierw popatrzmy na duchowe i fizyczne okoliczności, w jakich została wygłoszona ta przypowieść. Przeczytajmy teraz trzy pierwsze wersety z Ewangelii Łukasza, rozdział piętnasty:

A zbliżali się do niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby go słuchać. Faryzeusze zaś i uczeni w Piśmie szemrali i mówili: Ten grzeszników przyjmuje i jada z nimi. Powiedział im więc takie podobieństwo”.

Jedni się zbliżali, inni szemrali, a Pan szukał tego, co zgubione. Od początku Bożą intencją było, aby zgubiony przez swoje grzechy człowiek zbliżył się do Boga. Nie po to, by o coś prosić, lecz aby dostąpić pouczenia i zbawienia. Dziś w wielu zgromadzeniach zapomniano o Bożej świętości i zbawieniu, modlitwy są bardziej koncertem życzeń i tym, co sobie życzymy, potem następuje uwielbianie za pomocą wojennych pieśni i kazanie o tym jak Bóg wiele chce nam dać, jak pragnie naszego bogactwa. Jaka radość, gdy człowiek przestaje się tak zwodzić i pośrodku biedy, czasem nieszczęścia, a czasem nawet pozornego sukcesu, widzi jedyną nadzieję swojego życia – Pana, który przyszedł go odnaleźć. Ci, którzy zbliżyli się nie tylko symbolicznie, lecz prawdziwie, mogli przez tę historię i dzieła Jezusa widzieć jak Bóg przybliża się do ludzi. Powiedziałem „symbolicznie”, bo czy nie szokuje nas fakt, że dzisiejsza duchowa martwota sprawiła, iż to, co duchowe jest uważane za symboliczne, gdy przed Bogiem to właśnie jest rzeczywistość; to zaś, co czyni ciało jest tylko symboliczne. Mamy bardzo inne pojęcia na temat rzeczywistości.

Niedawno widziałem amerykański program dla dzieci. Stworki zwane Fraglesy czy jakoś tak, odśpiewały chórem piosenkę „Odrzuć smutki swe, nikt nie lubi martwić się”. Jak bardzo przypomina to dzisiejsze niedzielne zgromadzenia szukające zbiorowej terapii na nieszczęścia i biedę. Jezus nie przyszedł nas omamić i zabawiać, byśmy zapomnieli o problemach. On jest rozwiązaniem i uwolnieniem z nich. Jezus nie przychodzi do naszego życia jako jakiegoś rodzaju wzniosłe uczucie, hipnoza lub oderwanie od rzeczywistości. On przychodzi jako osoba, z nową rzeczywistością, bez żadnego zaćmienia i ekstazy. Wierzę, że prawdziwe duchowe życie rozpoznaje Chrystusa jako realność i prawdę, nie zaś jako rodzaj ciepła, podniecenia i wzruszenia. To nie zmieni niczyjego życia, tylko realność je zmienia. Bóg jest Duchem, lecz jest to Duch realny, prawdziwy, najprawdziwszy z wszystkiego, co istnieje we wszechświecie. Chrystus jest rzeczywistością, a wszystko to cienie rzeczy przyszłych. Dla przeciętnego człowieka Bóg, Duch, Prawda i Chrystus to symbole i cienie, zaś świat fizyczny to rzeczywistość! Lecz my jako zgromadzenie Boże nie możemy wierzyć w bezosobowego Boga porozumiewającego się z ludźmi na zasadzie ich dreszczyków, jakiegoś ciepła na czubkach palców i histerycznego reagowania na to. Pan Bóg nie chce, byśmy przeżywali coś takiego i nazywali to społecznością z Bogiem. On chce nas uczyć i prowadzić. To jest to, o czym mówi Słowo Boże – chce nas uczyć, prowadzić i to na swoich warunkach, jasno przedstawiając się kim jest i co czyni. Przeczytajmy to w Biblii:

„Zbliżcie się do mnie i słuchajcie tego! Od samego początku nie mówiłem w skrytości, odkąd się to dzieje, Ja tam jestem! A teraz Wszechmogący, mój Pan, posłał mnie i jego Duch. Tak mówi Pan, twój Odkupiciel, Święty Izraelski: Ja, Pan, twój Bóg, uczę cię tego, co ci wyjdzie na dobre, prowadzę cię drogą, którą masz iść” (Izaj. 48:16-17).

„Zbliżcie się do Boga, a zbliży się do was. Obmyjcie ręce, grzesznicy, i oczyśćcie serca, ludzie o rozdwojonej duszy” (Jak. 4:8).

Chciałem trochę powiedzieć na ten temat. Dziś wielu zapomniało o zwykłym posłuszeństwie Słowu Bożemu. Osobiście wolę mieć w naszym zborze ludzi w prosty sposób posłusznych wspaniałym zasadom ewangelii niż jakichś „proroków”. Wiecie, o co mi chodzi? Mówię nie o Bożym prorokowaniu, a o wylewności rozhisteryzowanego starego „ja”, które pędzi gdzieś na oślep. Proste i zwyczajne posłuszeństwo prowadzi do bliskiej relacji z Bogiem, to wyczula na Boży głos i pozwala naprawdę słyszeć Boga. Dziś jednak chcę mówić o tych, którzy zgubili się, zabłądzili i nie wiedzą już sami, gdzie są. Czasem nawet myślą, że Bóg nie wie. O, kochany bracie i siostro, Bóg wie, wie bardzo dobrze, gdzie jesteś. Właśnie Cię szuka i zrobi to tak, że naprawdę będziesz znaleziony. Ktoś zapyta: Jak można być znalezionym inaczej?! Można. Czasem potrafimy człowiekowi wskazać dokładny jego problem, lecz nie znamy wyjścia. Lekarz może określić przyczynę choroby, podać nam wiele ważnych faktów i nazw, lecz czasem, mimo że bardzo chce, nie może dać nam pokoju i zabrać z miejsca tragedii. Jezus, gdy nas znajdzie, nie tylko wie, co było przyczyną duchowej choroby, ale może nas wziąć na ramiona i zabrać na swoje obfite pastwisko, tam, gdzie jest pokój i prawdziwy odpoczynek.

Przejdźmy teraz znowu do naszego fragmentu z Ewangelii Łukasza. Mamy tam Jezusa pośród spragnionych wolności od ciężaru grzechu i śmierci ludzi oraz szemrających faryzeuszy.

Nasz Pan szedł nieuchronnie w stronę krzyża, całym sobą głosząc to przesłanie. Cała Ewangelia Łukasza pokazuje Jego drogę w kierunku krzyża męki. Pokazuje Jego miłość do grzesznika i nienawiść do grzechu. To powód, dlaczego faryzeusze i inni hipokryci szemrali przeciw Jego zwiastowaniu. Oni nienawidzili grzeszników, choć nic nie mieli na ukryty grzech, który rządził ich życiem. Jak wiele mamy dziś tego w Kościele? Pozornie radykalni kaznodzieje krzyczą przeciwko grzesznikom, lecz w prywatności swojego domu mają takie same lub gorsze rzeczy na sumieniu. Jeśli ktoś spotkał w zaciszu modlitwy, w taki realny sposób Jezusa, zupełnie inaczej patrzy na problem grzechu. Wierzę, że idzie czas kolejnego odstępstwa i zwiedzenia, tym razem ze strony radykałów. Jako biblijnie wierzący nauczyliśmy się uważać na te wszystkie roztańczone i napełnione liberalną ewangelią zgromadzenia, znamy ich kaznodziejów, autorów ich książek i nie chcemy mieć z tym nic wspólnego. Nie interesuje nas „ewangelia” sukcesu i pieniądza. Coraz trudniej przeniknąć im z jakąś ze swoich nauk do naszych zborów, bo ludzie zawiedli się na obietnicach i dobrobycie płynącym z wyznawania egoistycznych żądzy. Lecz przeciwnik nasz diabeł nie śpi, on już szykuje nowy atak, nową maskę, która ma pobożny wyraz twarzy, nie szuka dobrobytu i jest gotowa głosić bardzo radykalne przesłania. Ludzie w tej masce będą promować te same stare hymny co my, mówić o ważności krwi i krzyża, ale ich nienawiść będzie zwrócona w stronę ludzi, których słabości wyszły na jaw i tych, którzy się z nimi nie zgadzają. Cała ich gorliwość będzie zwrócona na doktrynalne spory i poniżanie zwierzchności, czyli pastorów, diakonów i pracowników Kościoła. Wiem, że to brzmi dziwnie, lecz mówię o czymś, co nadchodzi i prawie wciągnęło moje życie! Spędziłem czas w modlitwie i Bóg pokazał mi straszną prawdę o mojej postawie względem grzesznika. To, co usłyszałem zwaliło mnie z nóg i postawiło przeciw mnie ludzi, którzy do tej pory byli gorącymi zwolennikami wszystkiego, co czyniłem. Pan pokazał mi coś, co zatrwożyło moje serce: „Głosisz mnie jako ogień trawiący, jako Sędziego i Boga, który jest tak Święty, że nic nie może się ostać, co nie jest święte. Głosząc mnie tak, sobie zachowujesz moją łaskę, miłosierdzie i wyciągniętą do każdego grzesznika rękę! Kaznodziejo, głosisz tylko pół ewangelii!”.

To zwaliło mnie na kolana, przypomniałem sobie wielu ludzi, których ranił mój radykalizm nie mający nic wspólnego z Chrystusem, zachowujący sobie do prywatnego użytku Bożą cierpliwość, a mówiący tylko o nadchodzącym sądzie. Nie chcę być źle zrozumiany, nie zamierzam zacząć teraz głosić jakiejś liberalnej i fałszywej, pełnej obłudnej tolerancji religii, lecz zamierzam głosić pełną ewangelię o tym, że Bóg nie ma upodobania w śmierci grzesznika, że karą za grzech jest śmierć, lecz został nam dany dar łaski Bożej – zbawiciel Jezus, którego łaska i miłosierdzie są dla wszystkich ludzi na świecie. Bóg nie ma upodobania w śmierci grzesznika! Hipokryzja jest cechą antychrysta, ona jest 100 procent inna od Bożego przesłania. Hipokryzja to jądro kłamstwa. Bóg nienawidzi grzechu i miłuje grzesznika, hipokryci nienawidzą ludzi, którzy mają coś z grzechem, ale ich prywatne, ukryte życie jest pełne tego, co potępiają. Ich życie mówi bez słów: „Jeśli ja coś robię, to nie grzech, jeśli ty coś robisz, to straszny grzech. Nawracaj się bezbożniku!”. Wierzę, że ten chory radykalizm będzie przyczyną spustoszenia i podziału, zabije wielu pastorów i gorliwych ludzi, którzy chcą służyć Bogu i kochać Go.

Jezus widział ich przed sobą, oni szemrali, dla nich był zbyt liberalny, bo jadał z cudzołożnikami, celnikami i złodziejami. On z nimi był i głosił im świętość i łaskę Bożą, pokazywał im, że Bóg ich szuka. Faryzeusze próbowali wmówić im, że Bóg już ma wszystko, co potrzebne i więcej nie szuka, że klub został zamknięty dla każdego, kto się z nimi nie zgadza. Bóg jednak objawia nam inną drogę dla każdego, kto chce iść za Nim – zapierania się siebie, a nie innych, brania krzyża, a nie nakładania go komuś. Myślę, że teraz jestem gotowy, by mówić o zagubionej owcy, o pasterzu, który poszedł jej szukać głębiej i dalej niż ktokolwiek mógł przypuszczać.

Pewnego dnia, gdy człowiek ma chwilę ciszy i spokoju lub gdy nieszczęście przytłoczy go tak bardzo, że nie ma już siły mówić i walczyć, odkrywa, że odszedł gdzieś daleko od tej bliskiej społeczności z pasterzem, z Jezusem, która kiedyś była jego radością i pokojem. Pan Jezus nie opowiedział tej historii, by zająć ludziom nudne popołudnie, lecz dał nam ją jako światło naszym nogom w mroczny dzień, gdy odkryjesz, że twoje życie nie zmierza tam, gdzie powinno. Przypowieść o zagubionej owcy jest dla tych, którzy są zagubieni. Kim jest zagubiony? To ktoś, kto utracił drogę, na której szedł do celu wyznaczonego przez Pana.

W tamtych dniach, podobnie jak dziś, ludzie szukają rozpaczliwie Boga, potrzebują Go w tych czasach. Czasem szukają, by był zgodny z ich wyobrażeniami, czasem chcą Go nazywać inaczej, lecz to Kościół jest powołany do tego, by zwiastować to Imię i Boga Jedynego, aby cały świat usłyszał aż po krańce ziemi, że tylko Jezus jest Panem! Współcześni politycy religii szemrają, nie na rękę im Jezus, który wyszedł, aby szukać zgubionych.

Posłuchajmy tej niesamowitej historii: „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie pozostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustkowiu i nie idzie za zgubioną, aż ją odnajdzie? A odnalazłszy, kładzie ją na ramiona swoje i raduje się, i przyszedłszy do domu, zwołuje przyjaciół i sąsiadów, mówiąc do nich: Weselcie się ze mną, gdyż odnalazłem moją zgubioną owcę! Powiadam wam: Większa będzie radość w niebie z jednego grzesznika, który się upamięta, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują upamiętania”. Chcę czytać dalej, ale zwróćcie uwagę jakby na zmianę tematu, dalej czytamy: „Albo, która niewiasta, mając dziesięć drachm, gdy zgubi jedną drachmę, nie bierze światła, nie wymiata domu i nie szuka gorliwie, aż znajdzie? A znalazłszy, zwołuje przyjaciółki oraz sąsiadki i mówi: Weselcie się ze mną, gdyż znalazłam drachmę, którą zgubiłam. Taka, mówię wam, jest radość wśród aniołów Bożych nad jednym grzesznikiem, który się upamięta” (Łuk. 15:4-10).

Przejdźmy teraz do tej samej historii w Ewangelii Mateusza. Pierwsza część się zgadza, lecz w drugiej nie czytamy o kobiecie i jej zagubionej monecie, lecz o Kościele i zagubionym chrześcijaninie. Bardzo chcę, byście to widzieli:

„Jak się wam wydaje? Gdyby jakiś człowiek miał sto owiec i jedna z nich zabłąkałaby się, czyż nie zostawi w górach dziewięćdziesięciu dziewięciu i nie pójdzie szukać zabłąkanej? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę powiadam wam, że się z niej bardziej raduje niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu, które się nie zabłąkały. Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, aby zginął jeden z tych małych”. Tu jest to miejsce, powinno być o kobiecie i jej monecie, i właściwie to jest o Kościele, który szuka: „A jeśliby zgrzeszył brat twój, idź, upomnij go sam na sam; jeśliby cię usłuchał, pozyskałeś brata swego. Jeśliby zaś nie usłuchał, weź z sobą jeszcze jednego lub dwóch, aby na oświadczeniu dwu lub trzech świadków była oparta każda sprawa. A jeśliby ich nie usłuchał, powiedz zborowi; a jeśliby zboru nie usłuchał, niech będzie dla ciebie jak poganin i celnik” (Mat. 18:12-17).

Pan często porównuje chrześcijaństwo z życiem owcy. Nie jest to przypadek, owca jest stworzeniem wymagającym ciągłej troski, obecności w stadzie, jeśli jest zdrowa przynosi zysk i radość swojemu Panu. My mamy przynosić Jezusowi świadectwo, dobre świadectwo, które lepsze jest niż wszystko. Owca nie jest zwierzęciem lubiącym samotność, jej potrzeby i radość związane są ze społecznością, z innymi podobnymi do niej.

Nie spotkałem się z rodzajem drapieżnej owcy zamieszkującej góry i polującej tam na zwierzęta, jej natura wyklucza takie życie. Owca nie jest samotna, jedna owca nie przynosi wiele zysku, ale jedna owca jest ważna dla Pana. Każda jedna z tych stu. Pan patrzy na nią z żalem i opowiada o jej duchowym życiu, o tym, jak ta zagubiona owca, bohaterka wielu biblijnych historii dla dzieci, idzie sama. Kiedyś miała stado i radosny głos pasterza, dziś ma samotność. Kochani przyjaciele, bracia i siostry, to nie bajka dla dzieci, Jezus nie opowiadał bajek, to smutna realność dla wielu ludzi. To smutna realność wielkich miast i małych wiosek. Nasz Pan nie mówił tej historii dla malutkich dzieci, nie róbmy z niej takiej. Opowiedział nam tę historię, byśmy widzieli duchowe życie tak, jak On je widzi.

Popatrzcie na nią, jak idzie ze spuszczoną głową, zapomniała już o wzniosłych planach i radosnych dniach, może nawet już nie wierzy w nic dobrego. Popatrzcie na nią, jak idzie i rozpoznacie, że tak naprawdę to nie owca, to ktoś, kogo znasz, a może ty sam! Idzie, a wokoło nikogo nie zna, obce słowa, obce domy, obce rytuały i uśmiechy, wszystko obce.

Kościoły są dziś pełne zagubionych owiec, powstały już nawet takie zgromadzenia, które niczym innym się nie zajmują jak polowaniem na zagubione owce i przerabianiem ich na sekciarzy. Oni łapią taką owcę, gdy ma zły czas i gdy się zgubiła, i czynią z niej jeszcze bardziej zgubioną. Teraz nie będzie już chodzić i błądzić, teraz będzie chodzić, siać bunt i nieposłuszeństwo w stadzie. Będzie szła za stadem i czekała na następne, które nie nadążają, by zaczarować je bajeczką o niezwykłym stadzie, które jest milsze, lepsze i ma więcej prawdy. Potem ją ochrzczą jeszcze raz, zmienią jej książki i kasety, czyli dadzą inną paszę. Chyba każdy zrozumiał o kim mówię? W ich zgromadzeniach nie ma prawie wcale nawróconych ze świata ludzi, tam są same zabłąkane owce, które oszukano. Dziękuję dziś Bogu, że po latach niektóre udaje się przywracać do relacji z Jezusem. Mówię o tym, bo Biblia wskazuje nam w Ewangelii Mateusza, że nie każdego brata udaje się odnaleźć. Czasem wilki przebierają się za owce i czarują zagubioną historiami o nowych wspaniałościach.

Być zgubionym, zabłąkanym, oszukanym to nie zawsze jest takie oczywiste i widoczne jak nam się wydaje. Czasem wiemy jeszcze jak powiedzieć „Chwała Bogu!” lub jak śpiewać pieśni, ale tylko Bóg widzi, że nie idziemy już ze stadem.

Zadam jeszcze raz pytanie, co znaczy być zgubionym? Pomyślmy. Chciałbym teraz na to odpowiedzieć i zastanowić się nad naszą duchową rzeczywistością, tym duchowym krajobrazem naszego życia. Być zgubionym to znaczy nagle znaleźć się w miejscu, gdzie niczego nie poznajemy i nie znamy, miejscu, do którego nie należymy i gdzie wszystko jest obce. Kiedyś były pieśni, modlitwa i radość z Bożej obecności, dziś idziesz do zboru, masz nabożeństwa, ale nie ma już łez radości, nie ma tamtych pieśni i kazań, jest obojętność i bezsilność. Chcę powiedzieć to w taki sposób: zmienił się cały krajobraz twojego wewnętrznego życia, idziesz sam i donikąd – to właśnie znaczy być zgubionym! W takim miejscu bez pasji, bez ochoty do dalszego życia z Bogiem, musi nastąpić nasze spotkanie ze Zbawicielem. Samotna owca idzie po obcych pastwiskach, skubie z kępek różnych nauk i filozofii, pogrążając się w duchowej ciemności i śmierci głodowej. Jak bardzo jest jej potrzebne spotkanie z prawdziwym pasterzem!

Wierzę i widzę to w Słowie Bożym, że ta przypowieść może dotyczyć świeckiego i nigdy nie nawróconego człowieka, gdyż „wszyscy jak owce zbłądziliśmy”, ale może też dotyczyć zagubionego chrześcijanina, na co wskazuje druga część tej opowieści w Ewangelii Mateusza.

Zdrowa owca wie, czym jest życie, każdy jej dzień jest kolejnym doświadczaniem prowadzenia i opieki pasterza. Na każdą sytuację ma komfort Bożej obecności i pomocy, choć przychodzą chwile, że to, co dzieje się wokół przekracza jej siły i zrozumienie, lecz w końcu jest tylko owcą. Jeśli jesteś zgubiony, Bóg nie może cię paść, On cię szuka, ale nie pasie. Jeśli jesteś zgubiony, nie idziesz za Jezusem, to Jezus szuka ciebie. Czy widzimy jak Bóg nas miłuje?

Zgubić się to znaczy nie słyszeć już tego głosu, który tak wieloma sposobami docierał do nas, zatraca się biblijny smak i charakter dopuszczając wiele niezdrowych rzeczy do swojego życia, bez jakiejkolwiek próby oceny i krytyki tego, co świeckie i destrukcyjne dla naszego duchowego istnienia. Owce zaczynają się licytować co do prawdziwości bycia owcą, tego, jak prawdziwa owca beczy i wygląda, zapominając, że prawdziwa owca nie musi wmawiać innym, że jest owcą. Ona ma iść za pasterzem i to czyni ją szczęśliwą. Jak wiele razy sprzeczamy się, kto jest tą prawdziwą owcą? Metody używane wtedy są raczej cechami wilczymi i w euforii walki zdziera się naszą owczą skórę, pokazując prawdziwe oblicze. Tłumaczymy się wtedy: „O, bracie, już nie wytrzymałem, poniosły mnie nerwy!”.

Owoce Ducha Świętego wymienione w Biblii stawiają jednoznaczne wymagania dla naszego charakteru i trzeba iść za Jezusem, by tego doświadczać. Wierzę, że to kazanie musi się zakończyć modlitwą, inaczej nie potrafię sobie wyobrazić naszego powrotu do domu.

Owce znają Jego głos, ten głos wzywa mnie i woła ponad wszystkim, co dzieje się w świecie, nawet wtedy, gdy brzmią inne głosy. To słowo „znają” wskazuje w domyśle na inne głosy, które istnieją, na ciągłe słuchanie tego jednego, głosu Zbawcy!

„Jak owce wyprowadził lud swój, a wiódł ich jak trzodę po pustyni. Prowadził ich bezpiecznie tak, że się nie lękali, a nieprzyjaciół ich przykryło morze!” (Ps. 78:52-53).

Człowiek naszych czasów tęskni za bezpieczeństwem. W epoce terroru i strachu powstają filmy o superbohaterach, którzy pilnują porządku, prawo i sprawiedliwość są naginane do potrzeb polityki i ludzi na stanowiskach. My musimy tu żyć, musimy jakoś przeprowadzić siebie i dzieci na drugą stronę, a ten system nie zamierza nam w tym pomagać. Nie musimy się lękać, choć wokół są ku temu powody. Tak właśnie jest, nie chcę powiedzieć, że nie ma się czego bać! Jest się czego bać i dobrze, że czasem ludzie się boją i widzą swoją słabość, to ratuje ich życie. Dostaliśmy pokój i to nie taki, jak ma świat. Widzimy jak sądy Boże dotykają nieprzyjaciół Jego Kościoła (przykrywa ich morze). Ktoś ostatnio powiedział mi, że nie da się już żyć uczciwie i pobożnie na tym świecie. Moja odpowiedź jest taka: „Pan jest pasterzem moim, niczego mi nie braknie, na niwach zielonych pasie mnie, nad wody spokojne prowadzi mnie…”.

Pan wie, gdzie muszę stać, by wytrwać, by przejść i paść się na zdrowym pastwisku. Chce karmić nas każdego dnia, rano, wieczór i kiedy tylko trzeba, i nie mówię tu o czytaniu kilku wersetów rano. On ma dla nas swoją odpowiedz! Czasem zależy od niej nasze życie. To nie bajka dla dzieci.

Teraz chcę powiedzieć jedno z najważniejszych stwierdzeń tego wykładu, wszystko inne można zapomnieć. Lecz nie to: owca sama z siebie nic nie może, wszystko, co ma jest związane z jej trwaniem przy pasterzu, z jej chodzeniem za nim. To wielka prawda naszego życia, gdyż bezpieczeństwo, pokarm, droga i pewność dojścia do celu związane są z pasterzem.

Czasem jednak szczęśliwa owca zapomni się. Ona nie ucieka ze stada pod osłoną nocy, ale odkrywa nagle, że się zgubiła. My nie możemy żyć bez Chrystusa. Ona nie czeka aż zapadnie zmrok, rozgląda się w prawo i w lewo, a potem biegiem do lasu, by bawić się do rana z wilkami, powiesiwszy skórę na drewnianym kołku. Kochani, tak nie wygląda zgubiona owca!

Biblia pokazuje nam stan serca osoby, która się zgubiła. To nie buntownik z przekorą łamiący wszystkie zasady.

„Błąkam się jak owca zgubiona, szukaj sługi twego. Bo nie zapomniałem o przykazaniach twoich” (Ps. 119:176).

To nie jest wołanie owcy, która cieszy się z tego, że nareszcie sama jest w lesie i może robić, co chce. To rozpaczliwy płacz. Szukaj! Szukaj sługi twego! Nie zapomniałam o przykazaniach, ja się zwyczajnie zgubiłam. Nie uciekłam pod osłoną nocy, lecz zgubiłam się w moim upadku, problemach, kłopotach i bardzo mi brakuje kochany Zbawicielu Twojej obecności. Drogi zagubiony i rozczarowany chrześcijaninie, jesteś Bożym umiłowanym dzieckiem i każdy tata, który słyszy płacz dziecka, biegnie, by go ratować.

Kiedy upadamy w grzech, Bóg chce nas słyszeć, chce słyszeć naszą pokutę. Pan nas nie przekreśla, lecz opowiada nam historię pewnej monety. Zgubiona moneta nie jest mniej warta dlatego, że jest zgubiona. Ona jest tylko mniej użyteczna, ale nie mniej warta. Ta kobieta nie odgrażała się, że jak znajdzie tę monetę, to przetopi ją na coś innego lub zmniejszy jej nominał. Ona rozpaczliwie chciała, by ta moneta była z innymi w portfelu czy woreczku, który nosi. Pan ceni nas dużo bardziej, nasze życie ma dla Niego cenę. Kobieta zostawiła inne monety, były bezpieczne, lecz ta jedna musiała się odnaleźć, bo nie było jej w portfelu. W Kościele jesteś bezpieczny, cokolwiek Pan z nim czyni jesteś tam, nawet gdyby go zabrał, też tam jesteś. Poza Kościołem nie tracisz wartości, lecz Pan szuka tego, co zgubił. Gdy zgubimy 5 złotych to nie zamieni się ono w 2 złote, dalej jest warte tyle samo, lecz już nie jest użyteczne. Jest to bardzo ważne, dzisiejszy radykalizm nie daje zgubionej owcy żadnej szansy i jest tak samo zwodniczy jak liberalizm utrzymujący ją w poczuciu bezkarności. Jedno i drugie to kłamstwo, nie jest prawdą, że Bóg będzie czekał aż grzesznik zrobi mu łaskę i się opamięta, i nie jest prawdą, że Bóg zabije każdego, kto popełnił jakiś błąd. Wartość, jaką ma taki człowiek zna też szatan, on chciałby go znaleźć. Jezus jest dobrym pasterzem, ma wiele jeszcze owiec, o których nie wiemy. Każdego z nas znalazł gdzieś, gdy nasze serce płakało.

„Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył, a Pan jego dotknął karą za winę nas wszystkich” (Izaj. 53:6).

Jak wiele znaczy, gdy człowiek zrozumie, że Pan go szuka? Pan szuka ludzi z naszych rodzin, pracy i szkoły, bo wszyscy zbłądzili. Pan znajduje czasem w ostatniej chwili i tylko zdąży powiedzieć: „Kto z was jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień”. Religia, by pokazać jak bardzo jest radykalna, wybiera egzekucję zgubionej owcy. To łatwiejsze niż niesienie krzyża i śmierć swojego pysznego „ja”. Jakże dobrze wiedzieć, że nikt nie zgubił się w grzechu zbyt głęboko. Jezus znajdzie każdego, gdyż dla Boga wszystko jest możliwe i nie można się tak zgubić, by Bóg nie odnalazł.

Słyszałem już wiele świadectw o ludziach, których życie było przekreślone przez wszystkich. Oni weszli w ten ciemny las problemów tak głęboko, że nikt już nie chciał iść za nimi. Medycyna i psychologia nie mają map tych ciemnych lasów rozpaczy i klęski, tam już nikt nie chodzi. Ludzie nie oczekują nawet, że będzie ktoś na tyle szalony, by tam pójść. Taka wędrówka wymaga pozostawienia tego, kim się jest, pozostawienia wygodnego domu i pójścia przez dżunglę, o jakiej nie śniło się w najstraszniejszych snach. To tam właśnie spotykano Pana, pośrodku problemu. Z otwartymi rękami pochylał się nad skrajem przepaści. Wszyscy być może już zrezygnowali, ale nie Pan, On nigdy nie wracał sam.

Karą za grzech jest śmierć i czasem człowiek jest w takiej ciemności, że wydaję się, iż nie ma już ratunku. Lecz nie musimy umierać, bo Jezus powiedział: Ja jestem dobry pasterz. Dobry pasterz życie swoje kładzie za owce” (Jan 10:11). Za mnie, za Ciebie, za każdego – cena zapłacona. Chwała Jezusowi! Karą za grzech jest śmierć i Bóg nie wybacza grzechu po znajomości. Zastanawiałem się kiedyś, dlaczego tak jest i znalazłem prostą odpowiedź, właściwie wszyscy znamy tę odpowiedź, a brzmi ona – Bóg nas kocha! Ktoś może zapyta: „O czym ty mówisz?”. Kochani, mówię, że grzech rodzi śmierć, on nie jest czymś, co można tylko wybaczyć i zostawić, on musi zostać pokonany, wyrwany, zdeptany i oddzielony. Kiedy Chrystus zwyciężył, to dał nam prawdziwe wyzwolenie i życie. Wracam do mojej poprzedniej myśli. Bóg nie wybacza grzechu po znajomości, za pieniądze, On wybacza, gdyż ma dar życia wiecznego w Jezusie Chrystusie, do którego śmierć nie ma dostępu!

Chrystus nie jest jedynie kimś, kto nas szuka, znajduje i wtedy woła specjalistów. On nas znalazł i tylko On może nas przywrócić do normalnego działania w rodzinie, społeczeństwie, wszędzie tam, gdzie będziemy. Mówi o tym kolejny werset: „A odnalazłszy, kładzie ją na ramiona swoje i raduje się”. Jego radość nie polega na tym, że zostają już na zawsze w tym ciemnym lesie, ale następuje moment powrotu do stada. Gdzieś tam daleko jest zagroda, miejsce, gdzie zebrane jest wszystko co Jego. Teraz niesie na ramionach odnalezioną owcę. Jak wielka wyłania się tu prawda odnośnie grzechu i Bożego miłosierdzia! Owca miała siłę, by odejść daleko od zagrody, jednak wraca tam na ramionach Syna Bożego. Człowiek ma dość siły, by wejść w grzech, w te ciemne lasy alkoholizmu, pychy, narkomanii czy jakiegokolwiek grzechu, lecz gdy Pan go znajduje nie może już chodzić, nie może nic zrobić, sam nie może się odnaleźć i wyzwolić z tragedii. Tylko Jezus Chrystus może dać prawdziwą wolność, siłę i wprowadzić do zgromadzenia, które jest Jego. To wspaniała historia, pełna nadziei płynącej z tego, że kładzie ją na ramiona i raduje się, a nie pędzi ją kijem do domu pełny złości.

Pan wie, że ona ma już dość, że musi doświadczyć znowu jak Bóg ją miłuje. I to w takich właśnie dniach powstawały najpiękniejsze pieśni, gdy człowiek odkrywał, jak wielka jest ta cudowna Boża łaska. To nie poezja, to nie tylko ładne słowa, to realność odpoczywania w Panu, a gdy Pan się raduje, Jego radość wraca do owcy. Całe niebo raduje się, gdyż Pan naprawdę nie chce, by ktokolwiek zginął.

„A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę powiadam wam, że się z niej bardziej raduje niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu, które się nie zabłąkały. Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, aby zginął jeden z tych małych” (Mat. 18:13-14).

Czy uda się Bogu uczynić to w naszym życiu? Gdziekolwiek dziś jesteś, jeśli nie jesteś w Chrystusie wznieś głos, by wołać, a Pan odnajdzie cię i poprowadzi drogą do domu. Potem świat widzi jak człowiek, dla którego nie było nadziei, jest tym, który niesie ją innym!

Owca w Bożej zagrodzie stoi spokojnie, a Boża ręka strzyże ją dla Bożej chwały, przynosi zysk i owoc. Bóg odbiera sobie chwałę z jej wzrostu i życia, On nas pasł na pastwiskach pokoju, sprawiedliwości, nadziei i wiary, teraz odbiera sobie chwałę.

Ktoś zapyta, o co tu chodzi? To tylko obraz wielkiej duchowej prawdy, lecz widzę jak szczęśliwy jest pasterz, który ma pożytek z owiec. Wielu ludzi cieszy się jego dziełem.

Potem wracają na pastwisko, pasterz dalej pasie, stado pracuje dalej dla ludzkiego pożytku i radości pasterza. Wierzę, że nasze życie może przynosić ludziom radość, lecz ona musi być połączona z Bożą radością. Ja nie mówię o śmiechu bezbożnych tłumów. Mówię o radości samotnych, już prawie przegranych, gdy spotykają stado wędrujące przez świat, które mówi, że jest droga poza śmierć, prawda ponad całym tym kłamstwem, życie, jakiego nie znali. O, tak, kochani przyjaciele! Droga! Prawda! Życie! Chwała Jezusowi!

Na koniec warto dodać do historii o zgubionej owcy jeszcze jedno poważne nauczanie Chrystusa. Z całą stanowczością podkreślam, że zgubiona owca to nie zbuntowana owca.

Zagubiona owca to istota ze złamanym sercem, bez podstępu, płacząca za utraconą społecznością z pasterzem. Kończąc moje dzisiejsze Słowo chcę wyjść poza wszelkie typy i przykłady. My nie jesteśmy ani owcą, ani też monetą, które nic nie mogą zdecydować. Pan Jezus szuka nas jak zabłąkanej owcy i jak kobieta, która szukała monety. Mówiłem już, że moneta, choć zgubiona, nie była mniej warta, była niestety mniej użyteczna, właściwie nieużyteczna dla właścicielki. Człowiek zgubiony jest wiele wart dla Boga, ale Bóg nie może go używać w Kościele. Gdy czytamy tą samą przypowieść w Ewangelii Mateusza, nie odnajdziemy tam przykładu z kobietą szukającą monety. Zobaczymy braci idących ratować przyjaciela, który odstąpił od Pana Jezusa. Wszelki upadek w naszym chrześcijańskim życiu jest wynikiem grzechu. Czy chcemy z grzechu rezygnować? Zobaczmy, co należy tu czynić: upomnij go sam na sam, upomnij go z dwójką braci, upomnij go wraz ze zborem. Gdyby ludzie to stosowali, byłoby mniej problemów w Kościele.

Często jednak tak nie jest. Człowiek wyłączony ze zboru lub nawet jedynie napomniany za swoje lenistwo, nie musi się bać samotności. Na skraju lasu siedzi wataha, która ma nowe propozycje. Za chwilę chcę powiedzieć o duchowej różnicy między wilkiem a owcą, lecz popatrzmy jeszcze, w jaki sposób jest prowadzone takie dumne serce.

Biblia pokazuje nam, że pasterzem takich ludzi nie jest Pan. Może być szokujące, że w duchowej rzeczywistości jest jeszcze jakiś inny pasterz. To pasterz prowadzący na straszną drogę, do strasznego końca.

„Taka to jest droga tych, którzy żyją w błędnej pewności siebie, i taki koniec tych, którym własna mowa się podoba. Pędzą jak owce do otchłani, śmierć jest pasterzem ich. Ale prawi panować będą nad nimi z poranku. Zamysły ich będą unicestwione; otchłań będzie ich mieszkaniem” (Ps. 49:14-15).

Błędna pewność siebie, upodobanie w swoich słowach, zamiast ufności w Bogu i upodobania w Jego Słowie. Nie chcę udawać bardziej duchowego niż jestem, ale tu chodzi o codzienne życie, nie o los wyjątkowych ludzi. To w naszej codzienności można być zbyt pewnym siebie, zadowolonym z tego, co myślimy i mówimy, bez patrzenia na to czy jest to zgodne ze Słowem Bożym. Oto przyszły czasy, że miłosierdzie pomylono z tolerancją, świadomą ślepotę z wyboru pomylono sobie z przyjazną postawą względem bliźniego! A świat pędzi do przodu gnany śmiercią do otchłani, gnany rozpaczą i smutkiem, bez chwili do zastanowienia się nad sobą. Czasem w tym pędzie ludzie spotykają Jezusa, wtedy wszystko na chwilę zatrzymuje się i trwa cicha rozmowa z Bogiem. Cała myśl, całe ja, wszystko, czym jesteśmy rzuca się w objęcia Jezusa lub dokonuje innego wyboru. Czasem to trwa długo, czasem odbywa się z zawrotną szybkością, lecz dzieje się mocno i nieodwołalnie. Zgubiona owca spotyka Zbawcę. Ile wspaniałych świadectw już słyszeliśmy, jak dobrze, że mamy Jezusa, naszego Pasterza!

Chcę też, zanim skończę, powiedzieć coś ważnego, posłuchajcie mnie uważnie! Owca zgubiona i wilk w owczej skórze to dwa różne stworzenia. To nie są te same istoty, choć mieszkają tymczasowo na tym samym terenie. Jedna z tych duchowych istot się tam zgubiła, druga tam żeruje i poluje. Wiemy, że w życiu owcy wszystko oparte jest na społeczności z pasterzem, to jest to, co ją wyróżnia. Pasterz we wszystkim ją zabezpiecza, a miejscem jej bezpieczeństwa jest Jego Kościół, Jego zagroda. Patrząc na to głębiej, to On sam, gdyż bez Niego nie ma Kościoła. Bez pasterza, na odległych halach nie powstanie żadna zagroda. Wilk żyje zupełnie inaczej, w życiu takiego wilka wszystko oparte jest na jego siłach, może polegać tylko na sobie. Znam takie „duchowe” w przenośni wilki. One zawsze czatują na słabe i niezadowolone owce. Poznacie je bardzo łatwo. Ich książki, ich pieśni, ich atmosfera duchowa jest zupełnie inna niż wasza. Oni wmawiają, że są waszymi braćmi, lecz gdy już dostatecznie daleko odciągną w las, okazuje się, że wasz zbór to Babilon, że jest zły, a oni są dobrzy. To oszuści bez odwagi, nie mający tyle pasji, by głosić Słowo wobec wszystkich, czekają zaczajeni w gąszczu problemów. Pamiętajcie, wilk może polegać tylko na swojej agresji, sprycie, sposobach i metodach. Może też czasem polegać na stadzie, w którym poluje, lecz tylko do momentu aż się tam wzajemnie nie pogryzą, by spotkać się dopiero następnej zimy, gdy głód zmusza do działania. Wilk pozornie jest bezpieczniejszy niż owca, ale pasterz jest dużo mocniejszy. Pozornie, cieleśnie patrząc ma zęby, szybko biega i jest na tyle sprawny, by sobie poradzić ze wszystkim. Zagroda Jezusa i dyscyplina oraz odpowiedzialność przerażają go, on ma duchową klaustrofobię i wszystko, na co go stać to krytykowanie organizacji, denominacji, porządku. To jedna z cech, które wyróżnią go w waszym zgromadzeniu. Gdy trzeba za coś odpowiadać, on ucieka wtedy z podwiniętym ogonem. Wracajmy jednak do naszego stada, do Kościoła Jezusa Chrystusa. Wiemy, że On jest naszą drogą i tą wąską bramą. Tylko On, słowo tylko w przypadku bramy, tych drzwi zbawienia, wskazuje na Jego wyjątkowość.

„A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; i niewielu jest tych, którzy ją znajdują. Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w odzieniu owczym, wewnątrz zaś są wilkami drapieżnymi!” (Mat. 7:14-15).

To ci, którzy polegają na ludziach, na ludzkich metodach i sposobach. Jak wielu mamy ich dziś pośród nas? Ludzkie metody zawsze zawiodą, ich owocem będzie śmierć.

Zgubiona owca ciągle jest owcą, lecz nie wie, gdzie idzie i co się dzieje. Pan jednak jej szuka, by wziąć ją na ramiona. Wilk wie, kim jest i ma cel tego zachowania – jest nim zguba innych.

Pamiętajmy, że owce są własnością pasterza, lecz pasterz nie jest własnością owiec. Nie zawsze muszą nam się podobać owce, które kupił za wielką cenę do swojego stada.

Myślę, że czas już na modlitwę, skłońmy przed Panem nasze kolana…

—–

(c) 2003 Mirosław Kulec

Przygotowanie kazania: Mirosław Kulec

Korekta gramatyczna: Izabela Turtoń

Kopiowanie i rozpowszechnianie niniejszego kazania jest dozwolone bez ograniczeń.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Kazania, Mirosław Kulec. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.