Owoc obecności Jezusa

Mirosław Kulec

Witam was bracia i siostry, chwała Panu Jezusowi. Zawsze kiedy jako kaznodzieja podróżuję, staram się, aby to, czym się dzielę, było Słowem od Pana, nie tyle Słowem o Panu Bogu, ale Słowem od Pana Boga. Kiedy w ubiegłym tygodniu spędzałem czas przygotowując się na ten wyjazd, pewnego dnia rano otworzyłem Biblię i zamknąłem ją dopiero wieczorem. Bóg mocno dotknął się mojego serca i powiem szczerze – sam miałem do czynienia z Bogiem i Słowem, którym chcę się dzielić dzisiaj. Dotyczyło mojej osoby, a potem też zrozumiałem, że jest to Słowo, które otrzymałem na wyjazd tutaj, do Wisły i do was. Jako kaznodzieja, przez ostatni czas dzieliłem się około pięćdziesięcioma kazaniami, a każde było inne. Mój pastor, który uczył mnie głosić i uczył mnie Słowa Bożego, powiedział, że jeden z największych kaznodziejów zwykł mawiać, że kiedy głosi swe kazanie dziewiętnasty raz, to dopiero wtedy rozumie, co chce ludziom powiedzieć. Ja chciałbym się nim podzielić drugi raz. Wierzę, że jest to Słowo od Boga dla mnie i dla każdego z nas.

Znałem pewnego człowieka, który był odpowiedzialny za grupę czterech robotników, którzy pracowali w brudzie i pocie razem z nim. To był człowiek, który strasznie klął, bluźnił, pili każdego dnia ogromne ilości alkoholu, czasami dochodziło między nimi do bójek. Mając 27 lat odkrył u siebie symptomy choroby alkoholowej, był uzależnionym alkoholikiem.

Żona wyciągała go do kościoła. Poszedł do jednego kościoła, do drugiego i mówił, że to nie jest dla niego, że to nie to. Pewnego razu został zaproszony do jeszcze innego kościoła i kiedy z niego wyszli z żoną, to powiedział jej w ten sposób: „Jeżeli kiedykolwiek i gdziekolwiek pójdę do kościoła, to będzie to ten kościół, to są jedyni ludzie, którzy wierzą w to, co mówią”. Po jakimś czasie, podczas domowego spotkania ten człowiek zgiął swoje nieprzywykłe do klęczenia kolana i przyjął Pana Jezusa. Mówię wam o moim bardzo bliskim przyjacielu. Przyjął Pana Jezusa i na drugi dzień jak zawsze poszedł do pracy. Tam nie wiedzieli, że on się nawrócił, więc wyciągnęli flaszkę zaraz rano, a on mówi, że nie może już pić. Oni mówią: „Dlaczego nie możesz już pić?”. „Religijny zostałem wczoraj” – on nawet nie wiedział jak powiedzieć, że się nawrócił, to powiedział, że stał się religijny od wczoraj. A oni pili. Jeden z robotników zasnął podczas pracy i spał przy maszynie. On zszedł na dół, obudził go i mówi: „Nie śpij” i wrócił do swojej pracy. Kiedy tamten znowu zasnął, zszedł znowu na dół i znów go obudził. Mówi: „Jeszcze raz będziesz spał, to cię kopnę” i poszedł do góry.

Kiedy tamten trzeci raz zasnął, on zszedł na dół i tak jak tamten spał na krzesełku, on go tak kopnął, że tamten się wywrócił na ziemię i jeszcze go na tej ziemi kopnął raz, bo tak zawsze zwykł robić. Powiedział mi, że odkrył coś, czego nigdy wcześniej nie widział. Wrócił na swoje miejsce pracy, siadł tam i nagle poczuł, że jest mu smutno, dlatego, że kopnął człowieka. Myślał: „Dziwne, od wielu lat kopię ich codziennie, kiedy pijani śpią i nigdy nie było mi przykro, a dzisiaj jest mi strasznie przykro z tego powodu”. Pierwszy, kto przyszedł do jego życia to był diabeł. Ten człowiek usłyszał w myślach: „Widzisz, taki z ciebie chrześcijanin, wracaj lepiej do butelki, nic z ciebie nie będzie, kopiesz ludzi, złościsz się i klniesz tak samo jak wczoraj”. Wierzę, że Duch Święty pracował nad jego życiem. Doszło do myśli tego człowieka to, czego wcześniej nie rozumiał. Doszło do niego to, że nie jest problemem, że kopnął człowieka, ale niezwykłe jest to, że czuje, iż jest mu przykro i że jest to problem między nim a Bogiem, że po raz pierwszy w życiu czuje, że zrobił coś nie tak dla Boga i zrozumiał, że oto jest w nim życie, które żyje dla Boga – chociaż dopiero zaczynał, to był jego pierwszy dzień wiary. Po raz pierwszy ten człowiek odkrył, że jest mu przykro, iż komuś zrobił krzywdę. Jakiś czas później widziano go jak na kolanach płakał, kiedy modlił się i walczył o życie swojego dziecka. Jego córka, o którą modlili się, nie umarła. Znam ją, jest młodą, zdrową dziewczyną, dobrze się ma. Wszyscy mówili, że się zmienił, chociaż lekarze twierdzili, że ktoś tak uzależniony od alkoholu nie może się już zmienić. Chcę wam powiedzieć, że jego życie przyniosło owoc obecności Jezusa w jego życiu i tym chciałem się z wami dzielić.

Kilka dni przed moim nawróceniem brałem udział w ogromnej awanturze, miałem kłopoty z policją. Kiedy Jezus przyszedł do mojego życia, nigdy więcej nie byłem wzywany na policję, nigdy więcej nie uderzyłem człowieka, nigdy więcej już nie kląłem i nie bluźniłem przeciwko Bogu. Przyszło i zmieniło moje życie inne życie, zamiast starego przyszło nowe życie, zamiast suchej gałęzi zakwitło coś nowego i zaczęło przynosić nowe owoce i tym chciałbym się z wami podzielić.

Otwórzmy Słowo Boże na Galacjan 5,18: „A jeśli Duch was prowadzi, nie jesteście pod zakonem. Jawne zaś są uczynki ciała, mianowicie: wszeteczeństwo, nieczystość, rozpusta, bałwochwalstwo, czary, wrogość, spór, zazdrość, gniew, knowania, waśnie, odszczepieństwo, zabójstwa, pijaństwo, obżarstwo i tym podobne; o tym zapowiadam wam, jak już przedtem zapowiedziałem, że ci, którzy te rzeczy czynią, Królestwa Bożego nie odziedziczą. Owocem zaś Ducha są: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość. Przeciwko takim nie ma zakonu. A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje wraz z namiętnościami i żądzami. Jeśli według Ducha żyjemy, według Ducha też postępujmy”.

Otwórzcie także wasze Biblie na Jakuba 5,7: „Przeto bądźcie cierpliwi, bracia, aż do przyjścia Pana. Oto rolnik cierpliwie oczekuje cennego owocu ziemi, aż spadnie wczesny i późniejszy deszcz”.

Modlę się dzisiaj i chodzę z tym cały dzień, żeby Bóg pozwolił nam dziś coś zobaczyć. Jestem wdzięczny Panu, że obietnica Jego przyjścia jest już bliska. W tym duchu i z tą myślą popatrzmy dzisiaj na Słowo Boże odnośnie tych drogocennych owoców, które Bóg chce znaleźć w naszym życiu. Zbliża się dzień, kiedy Bóg będzie szukał owocu w waszym życiu. Co wasze życie przyniosło? Kiedy czasem słucham kazań na temat owocu w Duchu Świętym, odnoszę wrażenie, jak gdyby to nic nie miało wspólnego z Bogiem, jak gdyby zależało od stanu emocjonalnego, psychologii, od tego, że człowiek postanawia być bardziej miły niż wcześniej. Ja chciałbym dziś wejść z wami w Słowo Boże i zobaczyć głębię Biblii.

Filipian 1,11 mówi: „Pełni owocu sprawiedliwości przez Jezusa Chrystusa, ku chwale i czci Boga”. Ewangelia Jana też mówi bardzo ważną rzecz: „Każdą latorośl, która we mnie nie wydaje owocu odcina, a każdą, która wydaje owoc, oczyszcza, aby wydawała obfitszy owoc” albo Jana 15,6: „Kto nie trwa we mnie, ten zostaje wyrzucony precz jak zeschnięta latorośl; takie zbierają i wrzucają w ogień, gdzie spłoną”.

Kochani, ja wierzę i wielu braci, których znam wierzy, że jesteśmy Kościołem, który żyje w przededniu pochwycenia. Wierzę, że Jezus jest blisko. Żyjemy w czasach, kiedy Kościół musi być bardziej gotowy niż był kiedykolwiek, żyjemy w czasach, kiedy nie ma czasu dla Kościoła na zabawę, ale jest czas na bardzo poważną refleksję nad tym, co przynosimy. Ja wiem, że Kościół ogólnie, jako oblubienica, będzie gotowy na ten dzień. Wielu ludzi myśli, że są gotowi na ten dzień, że są gotowi na odgłos trąby, a wcale nie są.

Chciałbym dzisiaj mówić o tym działaniu Boga w nas i powiedziałem wcześniej, że chodzi mi o owoce Ducha Świętego i nie zamierzam zmieniać tego. Chcę wam powiedzieć, że działanie Boże w nas ma bardzo bliski związek z tym, jakie są owoce Duha Świętego w nas.

Po pierwsze, każdy, kto jest pełen Ducha Świętego zobaczy w swoim życiu jego owoce i zmiany, które Bóg przynosi do życia. Nie może człowiek żyć pełen Boga i jakoś tego nie zauważyć. Chodził pełen Boga mąż Boży i jakoś nigdy mu się nie udało zauważyć, że jest pełen Boga. Czasem maskuje się swoją niewierność i udaje się niewiarę, że tego tematu nie ma. Chcę wam dzisiaj bracia i siostry powiedzieć, że nie można być pełnym Boga wszechmogącego i jakoś tego nie zauważyć, nie można iść za Jezusem i przejść przez życie obok Niego i nie zaważyć tego, że się za Nim idzie, nie podejmować żadnych decyzji. Nie można być pełnym Boga wszechmogącego, Ducha Świętego, nie można iść za Jezusem i w tym samym czasie zastanawiać się, dlaczego nasze życie przynosi rozczarowanie, grzech, gniew, kłamstwo, odszczepieństwo, awanturnictwo i obrażalstwo. Nie oszukujmy się. Jeśli takie są owoce naszego życia, nie jesteśmy gotowi na pochwycenie, na bycie z Panem, nie jesteśmy w ogóle częścią tego, co nazwie swoim.

Owoce Ducha Świętego nie są do ozdoby, abyśmy mieli takie milutkie świadectwo, jaki to z nas miły kościółek, jakie to ludziska miłe w tym kościele. Nie po to są owoce Ducha Świętego, nie są na świadectwo dla samego świadectwa, żebyśmy dobrze się czuli albo żebyśmy sobie myśleli, że jesteśmy bardzo miłym i wspaniałym zborem.

To najważniejsze przesłanie Pan położył mi na sercu dla was bracia i siostry i dla mojego życia – że owoce Ducha Świętego mają przede wszystkim cechy charakteru Chrystusa. Odzwierciedlają życie Chrystusa w nas. Jeśli Chrystus jest w tobie, to przynosisz takie owoce, a jeśli Go nie ma, to nie przynosisz ich.

Boży cel dla życia dzieci Bożych jest dostrzegalny właśnie przez te owoce. Bóg chce, abyśmy stawali się podobni do Jezusa. Bóg chce widzieć w Kościele, w nas, Jezusa. Jezus przyszedł dwa tysiące lat temu i dał nam przykład jak iść tą wąską drogą i dojść do bardzo wąskiej bramy. Przyszedł i dał nam przykład jak żyć, abyśmy dla Boga przynieśli owoc. Powiedział: „Pójdźcie za mną”, „Trwajcie we mnie” i jeśli to w nas będzie, to przyniesiemy owoc i odkryjemy zmianę w naszym życiu.

Zastanawiałem czy Bóg nie chciał, aby końcowym efektem twojego nawrócenia było uświęcenie, bo czy nie jest prawdą, że Bóg chce naszego uświęcenia? A co to jest uświęcenie? Uświęcenie znaczy stawać się podobnym do Jezusa. Im bliżej człowiek jest Jezusa, im bardziej jest do Niego podobny, tym bardziej uświęcony. On przyszedł i dał przykład, Jego życie w tym miało sens, w tym był Boży cel i Boże przesłanie. Jakiż inny byłby sens Betlejem, Getsemane, pustego grobu, jaki byłby sens Pięćdziesiątnicy, jeśli nie owoc, który na koniec Bóg chce mieć w tobie i we mnie? Dlatego to wszystko się stało, On dał nam przykład na ziemi jak żyć i ten przykład był ukryty w moim Jezusie, którego wam dziś zwiastuję, Jezusie, do którego nawróciłem się i którego głoszę z tego Słowa. On jest dobrym ogrodnikiem. Słowo Boże mówi o tym krzewie, który On okopał, nawoził, zraszał – nie tylko po to, żebyś pewnego dnia żył, ocalał jakoś i nie poszedł do piekła. To nie był cel. Ale po to, abyś przyniósł owoc, jakiego oczekuje od ciebie i ode mnie Pan. Żaden rolnik nie sieje po to, aby potem sfotografować i powiedzieć: „Patrzcie jak pięknie rośnie”, ale po to, żeby mieć owoc. Kiedy ładnie rośnie – cieszy go, bo zapowiada się dobry owoc, dobre żniwo. Nikt nie sieje tylko po to, żeby potem zdeptać owoc, ale chce zebrać owoc i radować się owocem swojej pracy. Cel był w Jezusie, Jezus był celem danym nam przez Boga, byśmy zobaczyli, jaki jest Bóg i jakimi chce nas widzieć nasz umiłowany Pan. Przyszedł i nauczał nas, aby pewnego dnia w tobie i we mnie Bóg znalazł sobie drogocenne, przygotowane naczynie tego, czym Bóg chce, byśmy byli, a to wymaga doświadczenia drogi za Jezusem. Droga za Jezusem nie zawsze wiedzie tak, jak dzisiaj chcieliby – przez tańce i klaskanie. Droga za Jezusem wiedzie przez Getsemane, kiedy zapierasz się siebie, kiedy uczysz się nie obrażać, nie gniewać, nie złorzeczyć. Ja wierzę, że obrażalstwo, gniew i złość są pierwszorzędnymi cechami tego, że człowiek nigdy nie narodził się na nowo i nie ma w nim życia Jezusa. To wymaga doświadczenia Getsemane.

Getsemane to jest wysiłek aż do krwi, aby służyć Bogu, a nie sobie. To wymaga Golgoty, zrozumienia, dlaczego grób był pusty, dlaczego Jezus dla mnie zmartwychwstał, skąd przyszło życie. Jednym słowem: życie Jezusa – oto, czego trzeba.

To nie nasze dobre zamiary, nie nasze siły, ale Boże życie w naszym życiu zaczyna rodzić to, co sam Bóg wszechmogący nazwie dobrem. Nie ma nic w człowieku, co jest dobre. Człowiek czasami udaje, że jest dobry, ale Bóg nie chce, abyś udawał dobrego. Bóg chce, abyś był dobry, a dobry jest tylko On sam, dobry jest tylko Jezus. To nie nasze zamiary, nie nasze siły, ale Boże życie w twoim życiu. Tu nie chodzi o to, abyśmy modlili się i prosili: „Duchu Święty, daj nam owoce, chcę być miluśki, taki uśmiechnięty i kochany chłopiec”. To nie o to chodzi. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mówię, żeby się nie modlić. Owoce nie są po to, abyśmy byli zadowoleni z siebie, ale po to, aby owoc sprawiedliwości był ku chwale Bożej.

Życie Jezusa w nas – oto, czym są owoce Ducha Świętego. To znaczy, że jakiego jesteśmy rodzaju – to rodzimy, jak idziemy za Chrystusem – tak przynosimy owoce podobieństwa do Chrystusa, na ile blisko jesteśmy Jezusa – na tyle mamy owocu. To, co było w Chrystusie, teraz Bóg chce znaleźć w nas. Ja z siebie nie mogę Mu tego dać, nie mam możliwości, by to ze mnie się urodziło. Znałem wielu ludzi, którzy nie mieli siły, by być dobrymi i nie mieli możliwości, by się w nich dobro narodziło, a gdy przyszedł Bóg, to wielu zadziwili i ludzie mówili, jaki on dobry.

Bóg ożył w nich, to było w Chrystusie, a teraz nasz Pan przyjdzie i chce to znaleźć w nas. Kiedy dochodzimy do Nowego Testamentu i zaczynamy patrzeć na te rzeczy, to pierwsza rzecz, jaką musimy zobaczyć i zrozumieć to różnica pomiędzy tym, co robimy a owocami Ducha Świętego. Uczynki są produktem tego, co robimy. Robimy dobro albo zło, to są nasze uczynki. Owoce Ducha Świętego są efektem tego, kim jesteśmy. To nie jest to, co ty robisz, ale to, kim jesteś.

Jest wiele rzeczy, które dzisiaj ludzie robią i być może te rzeczy mają być zrobione, można robić to, to, to… Można uzdrawiać, wyganiać demony, robić różne rzeczy i mówić: „Panie, Panie, Panie”. Ale można też nie być w tym samym czasie tym, kim Bóg chce, byśmy byli. Wiele rzeczy dzisiaj ludzie robią, ale nie zawsze są tym, czym Bóg chce, by byli. To Słowo doszło do mojego serca, kiedy modliłem się w domu. Mogę wiele słów mówić, wiele rzeczy udawać, mogę przed wami grać, mówić religijne słowa, ale liczy się to, kim ty jesteś. Mogę zrobić kolejną „kampanię cudów”. Dzisiaj Kościół lubi zagrać, bębenek sobie postawić, pograć trochę, pocieszyć się, potańczyć, kolejny głupi teatrzyk odstawić – to ludziom dzisiaj się podoba. Dzisiaj odsunięte jest zwiastowanie o krzyżu, o tym, że dość gniewu, obrażalstwa, cudzołóstwa i złodziejstwa w naszym życiu. Dzisiaj Jezusa tak się reklamuje jak proszek do prania: kup, a jeszcze gratis są radość i bogactwo. Ja nie chcę was pocieszać tańcem, muzyka z tym też nie ma nic wspólnego. Ludzie dzisiaj zachowują się tak, jak gdyby Bóg był po to, by spełniać ich zachcianki. Żyją i łaskę Mu robią, że w ogóle chodzą na nabożeństwa. Kochani, Bóg nie szuka w nas naszego działania, a jedyne, czego będzie szukał, to podobieństwa do tego, który dwa tysiące lat temu szedł przed nami i niósł ten szorstki, haniebny krzyż, do którego później został przybity. Tego będzie w nas szukał Bóg. Pamiętajmy, owoce Ducha Świętego nie mają nic wspólnego z tym, co robimy. To jest coś, czym jesteśmy, a nie coś, co robimy. Nieważne jak aktywni będziemy w zborze, nieważne, ile duchów wypędzimy, nieważne czy coś zbudujemy, nieważne czy malujemy kaplice, czy tu sprzątamy. Owoce Ducha Świętego to nie jest to, że się uśmiechamy, przybieramy minę chorego konia, podajemy komuś rękę i mówimy: „Chwała Bogu bracie”, a w domu żyjemy jak diabeł. Owoce Ducha Świętego rodzą się z tego, czym jesteśmy, to jest coś, czym jesteśmy, a nie coś, co robimy. Jeśli nasze życie nie przynosi owoców życia, to jesteśmy nieprzydatni dla Królestwa Bożego, nic w nas nie ma oprócz zamieszania. Jeśli nasze życie przynosi owoce, jeśli Chrystus w nas rodzi to, On jest tym krzewem, jeśli przez Niego w nas płynie to życie i z nas się rodzi, to Królestwo Boże jest zwiastowane, Chrystus jest uwielbiony i chwała Boża jest zwiastowana. Wszystko ma swoje zasady, a fundamentem i zasadą chrześcijaństwa jest prawda. Ludzie dzisiaj nie wiedzą, co to jest prawda, dzisiaj ludziom wdaje się, że prawda to jest to, co się da udowodnić w laboratorium. W latach sześćdziesiątych komuniści pocięli całego człowieka, zwłoki pocięli mówiąc: „Szukaliśmy duszy, nie znaleźliśmy” i moskiewska akademia nauk ogłosiła, że człowiek nie ma duszy. Przeszukali i nie było. Kosmonauci powiedzieli: „Byliśmy tam, pustka, nie ma Boga”, więc ogłosili, że nie ma Boga i udowodnili to naukowo: polecieli w kosmos, zrobili zdjęcia i powiedzieli, że nie ma Boga. Prawda to nie jest to, co człowiek udowodnił. Człowiek, który uważa, że nie ma Boga, został już przez Boga nazwany: „Rzekł głupi w sercu swoim, nie ma Boga” – on jest głupi. Najprostszy pastuch, który umie tylko krowy paść i fujarki strugać, jeżeli dotknie się żywego Boga, to pewnego dnia nazwany będzie mądrym, bo zbudował swój dom, swoją wieczność na skale. Warunkiem owocu jest prawda, Słowo Boże mówi nam tak: „warunkiem owocu jest uprawa”. Nic nie chce rosnąć bez uprawiania, trzeba przyjść, zasadzić, okopać, nawozić – wtedy rośnie. Zostaw w trawie – nie urośnie. Warunkiem owocu jest uprawa, a polega ona czasem na tym, że ogrodnik przychodzi, okopuje, odcina bardziej martwe gałązki. Bóg zaczyna nas wychowywać i uczyć. Słowo Boże w Hebrajczyków 12 mówi nam o naszych ojcach, porównując ich z Ojcem ojców, naszym Panem. Ponadto mówi Słowo Boże:„Szanowaliśmy naszych ojców według ciała, chociaż nas karali; czy nie daleko więcej winniśmy poddać się Ojcu duchów, aby żyć? Tamci bowiem karcili nas według swego uznania na krótki czas, ten zaś czyni to dla naszego dobra, abyśmy mogli uczestniczyć w jego świętości”. Rozumiecie, po co to czyni? Dla naszego dobra, abyśmy mogli uczestniczyć w Jego świętości, abyśmy mogli uczestniczyć w Bożej doskonałości. „Żadne karanie nie wydaje się chwilowo przyjemne, lecz bolesne, później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości tym, którzy przez nie zostali wyćwiczeni. Dlatego opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie”. Słowo Boże mówi nam o Ojcu.

W pierwszym zborze, który prowadziłem, miałem samych mężczyzn, a 90 procent z nich to byli mordercy – nawróceni. To świadczyło o mocy i sile krwi Baranka, która zmywała każdy grzech. Dzisiaj mam zwykły zbór: młodych ludzi, dzieci i starszych trochę. Czasami patrzę jak oni idą przez życie. Czasem przychodzę na spotkanie modlitewne i nie prowadzę go, tylko siadam z boku. Inni bracia prowadzą i wtedy mogę obserwować i widzę, z jakimi ciężarami, przez jaką dolinę cienia niektórzy idą, widzę jak straszne łzy im płyną z oczu, jak wołają do Boga, widzę żony, które przychodzą z domów, które są jak piekło, są gorsze niż bar. Widzę matki, które płaczą nad chorobami swoich dzieci, widzę ludzi, którzy idą przez taką gorycz, ból i samotność, że czasem mi się wydaj, że już nie przejdą. Niedawno widziałem człowieka, który szedł przez taki wielki ból, przez takie wielkie cierpienie i chorobę, że już mówiłem do żony: „Słuchaj, ja nie wiem czy on da radę dalej”. Miałem siostrę, która szła przez takie prześladowania, że byłem zadziwiony i mówiłem znów do żony: „Gosia, ja nie wiem jak ona dalej wyrobi, czy ona nie zwariuje przy tych prześladowaniach, przy tym, co z nią robią” i widziałem jak ona skruszona na kolanach płakała. Mówiłem: „Panie, dlaczego tak jest, czemu ona idzie przez taką próbę?”. Odnosiłem wrażenie, że ona uschnie i pewnego dnia spotkałem ją, patrzę, a tu wszystko nie tak, jak myślałem. Ona nie tylko nie uschła, ale także zakwitła, dała takie świadectwo, że wszyscy głowy pospuszczaliśmy. I ten brat, o którym mówiłem, wstał i głosił takie świadectwo, że mi się wcale nie podobało, bo było jak miecz obosieczny. Mówił: „Przeszedłem moją drogę i świadczę wam dzisiaj, że wielki i żywy jest mój Jezus. Alleluja”. A ja myślałem, że on uschnie, nie doceniałem dobrego ogrodnika, dobrego Pana, który przyciął każdą niepotrzebną gałązkę i oto za kazalnicą miałem człowieka spod ręki Bożej. Wtedy odkrywamy, że nasz brat czy siostra nie narzekania potrzebują, ale modlitwy, wskazywania na Tego, który nawiezie, okopie, przytnie, który zasadził dobrze.

Jeśli nie pozwolimy Bogu pracować nad naszym życiem, przycinać i okopywać tego krzewu, to nie będzie owocu, nie będzie tego, co nazywamy owocami Ducha Świętego, gdyż życie Chrystusa w nas nie będzie chciało płynąć. Dzisiaj letnie i roztańczone chrześcijaństwo boi się powiedzieć i nie głosi tego, że Bóg komuś może sprawić przykrość i ból. Oni boją się tego powiedzieć. Wierzę, bo jako pastor tego doświadczam, że jest smutek od Boga i widzę z niego dużo lepsze efekty niż z radości. Kiedy wyjechałem na wschód, to im trudniej nam było i czym więcej się baliśmy, tym bardziej się modliliśmy i bliżej Boga byliśmy. Bóg przeprowadził mnie i moją żonę przez więzienie, przeprowadził nas przez front, przez karabiny i stoję, i żyję.

Im gorzej było, tym mój Jezus był bliżej. Wierzę, że są łzy od Boga, On jest dobrym Ojcem. Paweł nieraz pisał do swoich, że będzie od nich wymagał, że będzie ich wypytywał, będzie ich dyscyplinował. Słowo Boże w wielu miejscach to mówi, szczególnie wyraźnie w Liście do Hebrajczyków. Autor tego listu pisze: „Szanowaliśmy ojców, którzy nas karali”. Mój ojciec mnie karał nie raz. Myślicie, że mi się podobało, myślicie, że kiedy tata mnie brał, kładł na tapczanie, to mówiłem: „Tato bij, na wspaniałego człowieka rosnę, wal równo, będę wspaniałym człowiekiem”. Nie mówiłem tak, płakałem. Kiedy dzisiaj jako ojciec biorę pasa i mojemu synowi wymierzam sprawiedliwość, on też nie krzyczy: „Tato bij, zasłużyłem, bo rosnę na wielkiego człowieka, bo rosnę na dobrego człowieka”. Nie, on krzyczy: „Nie, tata nie!”. Ostatnio prowadziłem na szczepienie mojego syna i widziałem, ile go to nerwów kosztowało, więc zacząłem z nim rozmawiać. Kiedy wyszedł z gabinetu, miał wielkie łzy, usta mu się trzęsły, ale nie rozpłakał się. Mówi: „Tata, już po wszystkim”. Byłem z nim w tym, zacząłem rozumieć, na czym ma polegać nasza rola jako ojców i o wiele dalej widzi nasz Ojciec w niebie. Kiedy jechaliśmy na szczepienie, wtedy pomyślałem, co by Daniel wybrał, gdybym dał mu wybrać: szczepienie przeciwko gruźlicy czy zabawki i będziemy się cały dzień bawić. Jak myślicie, co by wybrał? Oczywiście zabawki. Dlaczego? Bo on widzi bardzo krótko, ja jako ojciec muszę patrzeć dalej. Gdyby wybrał zabawki, pewnego dnia przyszłaby dolina cienia, zły dzień, przyszłaby ta choroba i moje dziecko umierałoby na moich rękach i winę za to ponosiłbym ja, dlatego nie daję mu wyboru.

Jako ojciec muszę patrzeć dużo dalej niż na jutrzejszy dzień. Muszę patrzeć na jego przyszłość jako człowieka i muszę mówić: „Synu, to dla twojego dobra”. I tak Bóg widzi dalej niż my widzimy, Bóg widzi trzysta, czterysta, milion i więcej lat do przodu i wie, co będzie się działo. Na pewno nikt z was nie wie, co się będzie działo za pięć miliardów lat, a Bóg wie. Wierzycie? Amen. My nie patrzymy tak daleko i dlatego On prowadzi. Ja też, kiedy prowadzę swojego syna do lekarza nie mówię: „No, ale ci dadzą, dobrze ci tak, idź cierpieć”. Ja z nim cierpię. Jak mu wymierzam karę to też nie mówię: „Tak mi dobrze, że ci wlałem, aż mi ulżyło”, tylko mam złamane serce, wychodzę przed dom, modlę się, a potem wracam i mamy rozmowę. Razem płaczemy i razem się modlimy, przypominam mu, że jest Bóg i Bóg chce i ja chcę, żeby był kiedyś dobrym mężczyzną. Muszę patrzeć dalej i nasz Ojciec patrzy dalej. Nie zawsze jest łatwa ta droga, którą idziemy i jeśli nie pozwolimy ogrodnikowi pracować nad każdym małym krzaczkiem, to nie przyniesie owocu. Ja nie mówię o naszym działaniu, ale o tym, co Bóg ma zrobić w naszym życiu, a Bóg na nikim nie będzie dokonywał gwałtu.

Musimy błagać: „Jezu, pracuj nade mną, przygotuj mnie”. Jest wspaniała stara, amerykańska pieśń, którą śpiewali nasi ojcowie chyba ze sto pięćdziesiąt lat temu: „Panie, przygotuj mnie, bym był taki jak Ty: czysty, święty, taki jak Ty”. Istnieją nowe pieśni, którymi się modlimy: „Jezu, chcę do Ciebie podobnym być, uczyń mnie narzędziem w swoim ręku”, śpiewamy: „Przyjdź Duchu Święty w swoim ogniu i wypal” i przychodzi ten, kto nie uznaje kompromisu, my zaczynamy narzekać i mówimy: „Gdzie jest Bóg, popatrz, co się dzieje?”.

Jeśli nie pozwolimy ogrodnikowi pracować, nie będzie owocu. Ja nie mówię o uczynkach, ja mówię o formowaniu nas, naszego charakteru, tego, kim jesteśmy, kiedy On na nas patrzy i to pozwala zobaczyć światu mężów i kobiety Boże prosto spod Bożej ręki. Ja bardzo modlę się: „Panie daj, aby to było widoczne w moim życiu”, a jednak ciągle w wygodnictwie łapię się na tym, że próbuję uciekać od Bożej dyscypliny. „Boże, wybacz mi to, gdzie dziś jestem, co w moim życiu jest”. Jak często dzisiejszy nowy Kościół próbuje zastąpić Ducha Świętego psychologią. Oni tylko o jednym umieją mówić: budowanie relacji, leczenie zranień, wybaczanie sobie. Wiecznie o jednym i tym samym. Doszukują się w swej egoistycznej naturze kolejnych zranień i kolejnej przeszłości, a Bóg mówi: „Co się narodzi z ducha jest duchowe, jest nowe”, a doszukują się czy prababka nie wróżyła z fusów. Nie każdy może wiedzieć, kim była prababka, ale każdy może usłyszeć, kim był Jezus, nie każdy może wiedzieć, kim byli jego potomkowie w ciele, ale każdy, kto przyjmie Jezusa może wiedzieć, że dziećmi z innego rodu jesteśmy, już nie z rodu Adama, ale z rodu Abrahama, przez wiarę, jak mówi List do Rzymian. To jest wielkie dzieło Ducha Świętego, byśmy dotykali się Chrystusa. Tu się ukazuje sedno naszych modlitw. Jeśli nie dotykamy Chrystusa, to jesteśmy tylko uschniętą gałęzią. Każda gałąź, która nie przynosi owocu zostaje odcinana i wyrzucona w ogień. Jeśli nie dotykasz pnia, nie będzie płynęło życie, jeśli nie dotykasz pnia wiary, którym jest Jezus, to skąd możesz znaleźć owoce Ducha Świętego? Jak długo jeszcze będziemy się żalić i szukać pomocy w psychologii: „No, bracie, mam kłopoty z nerwowością. Jak mnie żona denerwuje, to jak wezmę żelazko i jak ją… No, nie mogę się powstrzymać”. Bo nie masz Jezusa! Psycholog ci nie pomoże, to musi przyjść nowe życie. Dzisiaj proponuje się ludziom pięć kilogramów literatury psychologicznej, księgarnie chrześcijańskie wyglądają jak sklepy dla mentalnie chorych. Sama psychologia. Gdzie jest w tym wszystkim charakter Chrystusa? Gdzie jest realność tego, że Bóg naprawdę żyje? Gdzie jest realność życia Chrystusa? To jest naprawdę przyczyna rozpadów wielu rodzin, depresji pastorów, diakonów, zniechęcenia członków zboru. Nie ma dotykania się pnia, o własnych siłach wszystko. Gdzie jest przemieniające wszystko dotknięcie pnia wiary? Dlatego Bóg chce, byśmy trwali w modlitwie, szukali żywego Boga, bo gdy zaczynamy dotykać się pnia, to zaczyna płynąć życie.

Kiedy głosiliśmy w Estonii w więzieniach, mieliśmy ludzi, którzy pokutowali i jeden przerwał wyznawanie grzechów, bo nie mógł sobie przypomnieć, ilu ludzi zamordował. Mówił: „Ja nawet nie wiem, ilu zabiłem”. Mówiliśmy mu: „Nie martw się, Bóg wie, ilu zabiłeś, ty się otwórz teraz na Jezusa” i płakali ze złamanym sercem.

Byłem tylko ja i Giorg, ja się ciągle trząsłem ze strachu i chowałem za Giorga, a Giorg ciągle modlił się za mnie i za siebie, a Bóg w cudowny sposób dał nam Kościół. Pierwszych trzech ludzi zamordowali, ale naszych kolejnych dwudziestu pięciu już nikt nie zamordował, a potem mieliśmy ich trzystu. Bóg wstrząsał nami, uczył nas i Bóg pozwolił nam przemienić ich życie. Dzisiaj niektórzy z nich są pastorami i nie musiał żaden z członków naszego zboru siedzieć na krzesełku u psychiatry i zwierzać się. Przyszedł Jezus i zmieniał ich życie.

Zanim popatrzymy głębiej na działanie Ducha Świętego, miejmy w pamięci to jedno – Bóg chce we mnie i w tobie widzieć podobieństwo do Chrystusa i jeśli jest to w nas, to z tego narodzą się owoce Ducha Świętego i zadziwią nas i innych. Chrystus musi żyć, gałązka musi być przy pniu, aby płynęło życie od korzenia i wtedy tam, gdzie była sucha gałąź, popłynie życie, o którym świat powie: „To nie z nas”, ludzie powiedzą: „To niemożliwe, żeby on się tak zmienił”. Zacząłem się zastanawiać, czym jest przebywanie w Chrystusie, o którym On mówi: „Mieszkajcie we mnie” bądź w innym tłumaczeniu: „Przebywajcie we mnie”, „Trwajcie we mnie”. Myślę, że przebywać w Nim, mieszkać w Nim znaczy pełnić wolę Bożą. Jeden brat w Wiśle miał błogosławione świadectwo. Powiedział, że wiele lat chodził do kościoła, ale po pewnym czasie nawrócił się i przeszedł dalej, ale mnie uderzyło to jedno: można wiele lat chodzić do kościoła, ale Bóg nie znajduje w nas tego, czego szuka, nie ma życia Bożego, jest tylko „kościółek”, chodzenie takie. Być w Nim. Dzisiaj ludzie łatwo mówią: „No, jestem narodzony na nowo, nawróciłem się, mieszkam w Chrystusie, znam Boga, idę do nieba”. Czy aby na pewno? Czy Bóg znajduje w tobie to, co chce znaleźć? Czy to jest charakter Jezusa Chrystusa? Czy Jezus jest tym, co Bóg w tobie znajduje? Powiem to tak: do nieba nie może pójść nic, co nie przyszło z nieba, nic, co nie jest z tamtego materiału nie wejdzie tam. Pozwólmy sobie powiedzieć – jeśli nie przebywamy w Nim, nie mamy życia.

To wstrząsało moim życiem i pragnę, by wstrząsało i waszym życiem. Zadaliśmy sobie pytanie: czy moje życie rodzi owoce, które Bóg chce? Czy rodzi podobieństwo do Jezusa? Czy gdy rozlegnie się głos trąby, gdy Pan zawoła swoich, będzie we mnie to, czego szuka Bóg?

Bóg nie patrzy na to, co robimy, Bóg patrzy na to, kim jesteśmy, szuka w nas charakteru Chrystusa. Tylko to się liczy i w ten tylko sposób nasze uczynki świadczą o nas, świadczą o tym, kim jesteśmy. Ale przez nie nic nie ma. Jeśli przebywamy w Nim, owoce na pewno będą, bo życie jest w Nim. To jest wielka prawda dotycząca Ducha Świętego. Owoce Ducha Świętego są wtedy, gdy Chrystus jest w nas, one są charakterem Chrystusa, one są Jego cechami. Słowo Boże mówi: „Po ich owocach poznacie ich. Czyż zbierają winogrona z cierni albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, ale złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo rodzić złych owoców, ani złe drzewo rodzić dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, wycina się i rzuca w ogień. Tak więc po owocach poznacie ich” (Mt 7,16-20). Już słyszałem tysiąc niepoważnych sposobów tłumaczenia tego Słowa. Jeden mówił: „Jak się uda nam wybudować budowę, to znaczy, że to będzie owoc, że Bóg z nami był” albo: „Jak zarobię na tym czy tamtym interesie, to po owocach poznasz czy Bóg ze mną był”. Pieniądze nie są owocem. Każda gałąź przynosi takie owoce, jakiego pnia dotyka – nie inaczej. Prawdziwe owoce, po których poznacie ich, to owoce Ducha Świętego, to owoce charakteru Chrystusa. Jeśli w tobie są obrażalstwo, gniew, złość, niecierpliwość, to nie ma w tobie Chrystusa i nieistotne jest wtedy, jaką kaplicę wybudujemy, jak święte książki przeczytamy, ilu biednych nakarmimy. Nie ma w tobie Chrystusa – jest humanizm tylko. Tego nie da się ominąć, to jest fundament. Chrystus mówi: zasadźcie dobre drzewo, to i owoc będzie dobry albo zasadźcie drzewo złe, to i owoc będzie zły, albowiem z owocu poznaje się drzewo. I o żadnym innym drzewie nie ma mowy w Biblii, jeśli chodzi o Kościół, jak tylko o jednym – abyśmy byli w Chrystusie, aby każdy z nas był jak gałązka, która tkwi w Nim, w pniu naszej wiary. Amen. Nie ma czego udawać, nie ma co doszukiwać się innych przykładów, jest tylko jedno, co Bóg od nas chce – byśmy byli w Chrystusie i przynieśli owoc tego życia. Życie rodzi życie według swego rodzaju. Jest takie powiedzenie: nie można obiecać gruszek na wierzbie. Czemu? Bo wierzba nie rodzi gruszek. Proste. Nie można obiecać owoców Ducha Świętego na starym stworzeniu, które unosi się przy byle okazji swoim gniewem, a po ziemi chodzi rządzone własnymi żądzami, chodzi tam, gdzie go lubią i nie chodzi tam, gdzie go nie lubią. Jak małe dziecko nie nawrócone spytacie, którego wujka lubi, to na pewno nie pokaże tego, który je paskiem zlał, tylko tego, który kupił mu lody. My dorośli robimy tak samo.

Przymykamy oczy na nasze wady, nie głosi się przeciwko gniewowi, obrażalstwu, zazdrości, knowaniom, waśniom, a tu jest fundament. To, jakie owoce przynosisz świadczy o tym, jakie życie w tobie żyje, gdzie żyjesz – po owocach poznasz. Czasami ludzie mówią mi: „Ja już taki jestem”. To nieprawda, nie jesteś taki, jeżeli Jezus w tobie ożyje, to nie będziesz mówił, że taki jesteś. Ja taki byłem i Jezus zmienił moje życie. To nie jest wyjaśnienie. Owoce według Słowa Bożego pokazują, kim jesteśmy i kto jest naszym Panem, naszym życiem, od kogo czerpiemy. Każda rzecz w życiu człowieka ma swój korzeń, każda sprawa, którą robimy ma swój korzeń. To, co w życiu zbudujemy, pieniądze, samochód, dom, to nie są owoce Ducha. Dzisiaj jest głoszona ewangelia sukcesu: „Bóg chce, byś był bogaty, piękny, zdrowy, zawsze szczęśliwy”. No, ja bym chciał, ale nie o to chodzi. Wielu ludzi ma pieniądze, dlatego właśnie, że Bóg się na nich gniewa i dlatego je mają. Te owoce, o których my mówimy, przychodzą tylko przez Chrystusa, który jest naszym życiem. Chciałbym, byście zrozumieli tę tajemnicę owocu Ducha Świętego. To nie to, co robimy, ale kim jesteśmy sprawia owoc. My nie jesteśmy zbawieni z uczynków, ale uczynki świadczą o tym, czym jesteśmy. On mówi: „Trwajcie we mnie, a ja w was, jak latorośl nie może sama z siebie wydawać owocu, jeśli nie trwa we mnie. Tak i wy, jeśli we mnie trwać nie będziecie”„I o to modlę się, aby miłość wasza coraz bardziej obfitowała w poznanie i wszelkie doznanie, abyście umieli odróżniać to, co słuszne od tego, co niesłuszne, abyście byli czyści, bez nagany na dzień Chrystusowy, pełni owocu sprawiedliwości przez Jezusa Chrystusa”– mówi Słowo Boże w Liście do Filipian.

Przez Jezusa Chrystusa jesteśmy pełni owocu. Po co? Ku chwale i czci Boga. Nie ma innego rodzaju przyniesienia owocu. Oto, na co Bóg czeka – na Kościół pełen dobrych owoców przez Chrystusa, ku chwale i czci Bożej, Kościół bez skazy. Ja siedziałem w domu i wyobrażałem sobie tłumy z wszystkich narodów i języków, ludzi, którzy pozwolili, by Chrystus w nich żył.

To nie nasze dzieło, tu jest mowa o owocu sprawiedliwości. To nie z nas, to jest możliwe tylko przez Chrystusa. Wierzę, że dla Kościoła musi przyjść czas okopywania i przycinania. Widzę we mnie, że nie jestem gotowy i wiem, że Bóg mnie kocha, a to oznacza, że będzie też zmieniał. Jeśli widzę, że mój syn jest niegotowy, by żyć, to jeśli jestem dobrym ojcem, zacznę go zmieniać. Tak jak mówiłem, jeśli go nie zaprowadzę na szczepienie, to pewnego dnia zachoruje i to będzie moja wina. Kiedyś nadejdzie ten straszny dzień płaczu i zgrzytania zębów. Kiedyś wielu usłyszy: „Nie znam cię, odejdźcie ode mnie czyniący nieprawość”. Wiem tylko jedną rzecz – nikt z tych, którzy odejdą na zatracenie, nie odejdzie tam z winy Bożej. To nie Bóg będzie winny, Bóg robi dziś wszystko, co może: okazuje cierpliwość, ewangelia jest głoszona, w naszych zborach zwiastowane jest Słowo Boże. Tak jak ja nie chcę, by mój syn zachorował i prowadzę go tu, tu i tu, wychowuję go i uczę, bo nie chcę, by z mojej winy cierpiał, tak Bóg nie chce, by ktokolwiek zginął i niczyjej śmierci Bóg winien nie będzie. On jest prawdziwym ogrodnikiem i będzie dbał o swoje, tylko Go poproś. Módlmy się, wołajmy, prośmy Ducha Świętego, niech przyjdzie do naszego Chełma, do Wendryni, do naszych zborów, do mnie i do ciebie, niech pracuje nade mną, bo inaczej umrę, bo inaczej zginę, jeśli nie będzie nade mną pracował Chrystus, jeśli ludzie nie będą we mnie widzieć, że On jest prawdziwym ogrodnikiem. Modlę się o to ciągle. Widzę w naszym zborze owoce, ale czasem mam wrażenie, że są malutkie, zmarznięte, nie zawsze takie, jakie Bóg chciałby widzieć. Chcę widzieć ich więcej w swoim i waszym życiu, a widzę jak bardzo Bóg pragnie nas przemieniać. Kochani, to nie my jesteśmy ważni, to On jest ważny, bez Jezusa nigdzie nie dojdziemy i nie przyniesiemy owocu. To On, nasz Chrystus sprawia, że spokojnie możemy oczekiwać końca. Chwała Jezusowi!

Słowo Boże mówi w 1 Koryntian 1,8: „Który też utwierdzi was aż do końca tak, iż będziecie bez nagany w dniu Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Poza Chrystusem nikt by za mnie tego nie zrobił. W innym miejscu Słowo Boże mówi: „Gdy się Chrystus, który jest życiem naszym okaże, wtedy się i wy okażecie razem z nim w chwale”. Kiedy to Słowo czytałem w domu, zrozumiałem jedną wielką rzecz – Chrystus jest jedyną nadzieją, dlatego wy, dlatego ja, ten zbór nie ma szans bez Chrystusa. Ja nie mam szans bez Chrystusa, tylko w Nim mogę się okazać, gdy zabrzmi głos trąby, gdy na rozkaz archanioła będziemy pochwyceni. Słowo Boże mówi, że najpierw powstaną ci, którzy zasnęli w Chrystusie, tylko w Nim to jest możliwe: zobaczyć, oglądać i radować się Bogiem. To jest jedyna szansa dla nas, nie ma innego owocu, który może usatysfakcjonować Boga. Nie ma nic, co by Bóg w was znalazł i co by Go cieszyło oprócz owocu życia Chrystusa w nas. Jeśli to nie Chrystus, to nic Go nie zadowoli. Dzisiaj ludziom się wydaje, że chrześcijaństwo to jest taki wesoły i lepszy sposób życia. Na boisku pograć z młodzieżą, potem kilka piosenek, potem kosi łapci i do domu. Fajnie, że mamy młodzież i możemy się z nią bawić, ale powiem wam – żyjemy w potwornych czasach, jest ogromna próba okradzenia nas z młodzieży i dlatego, jeśli chodzi o mój zbór, którego pastorem jestem z łaski Bożej, prowadzimy mocne nauczanie dla młodzieży. Miło jest się śmiać, miło jest mieć dobry czas, ale ponad wszystko nie pozwólcie się oderwać od fundamentu waszej wiary, od Jezusa.

To nie jest takie proste jak się dziś ludziom mówi: „Wyjdź do przodu i powtarzaj, to pójdziesz do nieba”. To coś znacznie więcej. Nie wystarczy być zasianym, żeby tam dojść. Przyjdzie Pan, Zbawiciel i zechce posiąść nasze życie. Kiedy Kościół będzie pochwycony na spotkanie z Jezusem, to będzie tylko jedna rzecz, która będzie tego powodem i przyczyną. Powiem wam taki przykład. Wyobraź sobie, że właśnie przeszedłeś pustynię i prosisz mnie: „Mirek, daj mi pić, bo zaraz umrę”, a ja mówię: „A jaki kolor kubka sobie życzysz?”, a ty mówisz: „Wszystko jedno”, a ja: „Nie, musisz wybrać”, „Daj tylko pić”, „Nie, czerwony czy pomarańczowy?”, „Daj czerwony”, „A dlaczego nie pomarańczowy?”, „Mnie chce się pić chłopie, mnie wszystko jedno, jaki to kubek”! Bóg pewnego dnia zabierze Kościół z tego jednego powodu – bo jest tam Chrystus. Czy Bóg znajdzie to, czego szuka w Kościele, kiedy przyjdzie na to czas, kiedy głos trąby się rozlegnie? Bóg nie patrzy na kolor, na wzorek, Jemu chodzi o to, co jest w środku. Jeżeli znajdzie w tobie i we mnie Chrystusa i owoce, które Jego życie przyniosło, to jest to, czego szuka, to jest to, co chce zabrać, to jest to, co będzie z Nim na wieki. Tylko to, co przychodzi z góry będzie mogło pójść do góry. Jemu nie chodzi o nazwę, czy to się nazywa rejestrowane czy nie rejestrowane, czy baptyści, czy zielonoświątkowcy. Czy znajdzie w tobie owoce życia Chrystusa? To się liczy dla Boga, tego szuka i o to będzie pytał.

Życie jest bez sensu, jeśli nie przedstawia Chrystusa i możemy się oszukiwać. Może ktoś mówić: „Nie dam rady tak żyć, to za wysoki standard, ja wolę trochę niżej”. Bóg nam nie wyznaczył żadnych standardów, nie powiedział nam, że w poniedziałek wolno nam pić wódkę, a we wtorek nie wolno, w środę wolno koniak, a w czwartek już nie wolno, a piwo wolno tylko w sobotę. Bóg tak nie uczył, Bóg nie powiedział, że wolno cudzołożyć w parzyste dni, ale w nieparzyste trzeba się modlić. Bóg powiedział tylko jedno, przez całą Biblię się to przewija: przyszedł na ziemię Chrystus, a kto chce iść za Nim niech idzie i Go naśladuje. To jest Boży standard, to jest Boży przykład. Bóg nie powiedział: „Wolno, nie wolno”, Bóg powiedział: „Jest Jezus, naśladujcie Go, On jest tym, co sprawi w was wiarę, ale wy jej sami dokończyć nie możecie”. Dlatego jest nie tylko sprawcą, ale i jej wykonawcą.

To nie wymysły, to jest bardzo ważne, dotyczy naszego zbawienia. Ja wiem jedno – jeżeli ktoś z was nie widzi w swoim życiu tych owoców, jeżeli twoja żona widzi tylko twój gniew i awantury, jeśli twój mąż widzi tylko zło w tobie, jeżeli bracia i siostry wiedzą, że cały owoc, jaki przynosisz to jest zło, a może ty sam widzisz, że przyszedł czas, żeby twoje życie zaczęło pokazywać Jezusa, to oto czas, żeby się o to modlić, oto czas, żeby błagać Boga: „Przytnij mnie, skróć mnie, okop mnie, nawieź mnie, choćby mnie miało to boleć, choćbym miał łzy przelewać, przemień mnie, bo chcę być z Tobą, gdy zabrzmi głos trąby. Alleluja! Przemień mnie”. Chcesz wiedzieć, jakim jesteś chrześcijaninem? Ja ci powiem – zapytaj swojej żony, tylko poproś, by była szczera. Chcesz wiedzieć, jaką jesteś chrześcijanką? Zapytaj męża, zapytaj braci, bracia ci powiedzą albo siostry.

Kochani, mamy tę pewność, że ten, który w nas rozpoczął dobre dzieło, będzie je pełnił aż do dnia Jezusa Chrystusa. On pracuje i kształtuje charakter w nas, to jest to, co On nazywa świętością. Pochodzę z takiego kraju, który nic nie rozumie na temat świętości. U nas się ludziom wydaje, że świętość to jest jak się wyjdzie z toalety i za tobą różami pachnie, ale świętość to jest podobieństwo do Chrystusa i nic poza tym. Świętość to nie są jakieś obrazeczki, jakieś figurki, jakiś miły zapach i uśmiech, to nie jest mina, której oczy są wlepione w sufit. Świętość to jest podobieństwo do Chrystusa i On tego w nas szuka. Uświęcać się, to znaczy stawać się podobnym do Jezusa. On pracuje i to w nas chce ukształtować.

Rano jadę do zboru na modlitwę. O godzinie szóstej nasz zbór modli się na kolanach. Nie wszyscy się modlą, wielu również śpi. Nie szukają tego, co Pańskie, szukają swojego odpoczynku. Oni myślą, że Kościół jest po to, by do niego w niedziele chodzić. W tej całej głupocie potrafią wam podać datę chrztu w Duchu Świętym, mówią: „Piętnaście lat temu Bóg mnie ochrzcił Duchem Świętym”. Ja nie pytam, co było piętnaście lat temu, ja pytam czy Bóg dzisiaj Duchem Świętym na tobie spoczywa, czy nadal za Chrystusem kroczysz, czy nadal Jezus jest dla ciebie najważniejszy? Ja nie pytam, ile lat temu to się stało, ja chcę, żeby to w moim życiu było dziś. Nie chcę ludziom zapisywać, kiedy coś się stało z Bogiem, ja dzisiaj chcę być pełen Boga. Amen. Jesteśmy w wielkim niebezpieczeństwie, dzisiaj Kościół jest zalewany rozwodnioną ewangelią, leciuśką, taką, żeby się ludzie dobrze czuli, a troszeczkę mocniej powiedz, to zaraz mówią: „krytykuje”. Jacy się delikatni porobili ludzie, jacy obrażalscy, jaka kosmetyka jest potrzebna, żeby głosić Jezusa dzisiaj. Ale jest jeszcze kilka zborów, które nie poszły za muzyką i cyrkiem, nie biegają za jakimiś czarownicami z Ameryki Południowej i za jakimiś wymysłami. Są jeszcze zbory, w których młodzież prowadzi czyste i święte życie, są jeszcze zbory, które oczekują na przyjście Jezusa wiernie, nie kalając się innymi bogami. Wiem jedno: co mi z tego, że mówiłbym innym, że mają źle, kiedy widzę, że moje życie wymaga troski, bo łatwo jest na innych patrzeć i ich krytykować. I może to być nawet słuszna i budująca krytyka, ale pytanie tego kazania brzmi: czy dzisiaj, kiedy Bóg patrzy na moje życie znajduje tam: dobroć, radość, miłość, cierpliwość, pokój, uprzejmość, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość? Czy te cechy obecności Chrystusa w moim życiu są widoczne? Czy też obrażalstwo? Kiedyś rozmawiałem z jedną siostrą i ona spytała mnie: „Jaką ja mam największą wadę pastorze, jak myślisz?”. A ja mówię: „Taką, że nigdy ci nie można powiedzieć prawdy, a dlaczego? Bo jak ci ktoś powie prawdę to obrażasz się, stajesz się wrogiem i dlatego wiele rzeczy nie mówimy przy tobie”. „Jak to, nie mówicie przy mnie?”. „Nie mówimy, bo byś zaraz się obraziła, a to, co to takiego – nie powiem ci, bo nie chcę mieć wroga”. „Jakiego wroga, co ty robisz! Co ty chcesz mi powiedzieć?”. „No właśnie takiego”. Dwa dni później przyszła i mówi: „Wiesz, modliłam się. Nieważne, co o mnie myślicie, ale martwi mnie, co Bóg o mnie myśli”. Ja mówię: „Teraz ci mogę mówić”. Ona mówi: „Mów, tylko nie oszczędzaj”.

Widzicie, ludzie mogą powiedzieć, że nie mieszkamy w Kościele, ale ja wam powiem – mieszkamy w Kościele. Ja chcę żyć z wami na co dzień, Jezus jest moim Panem i chcę, by Bóg znajdował Jego życie we mnie.

Podsumujmy to, co powiedziałem. Owoce Ducha Świętego, o które wielu z nas zabiega, są tak naprawdę objawieniem charakteru Chrystusa w naszym życiu. Jeżeli jestem dołączony do pnia, zaczyna we mnie płynąć życie, jeżeli jestem wszczepiony w Chrystusa – przynoszę Jego owoc.

Kiedy zabrzmi głos trąby On nie będzie patrzył, ile zebraliśmy, On nie będzie patrzył, co zrobiliśmy, wybudowaliśmy, On będzie patrzył czy Chrystus był w nas, a jeśli był, to zrobimy rzecz, którą Bóg chce. Nie będziemy musieli uczyć ludzi jak wyznawać, by stał się cud. Jeżeli Jezus żyje we mnie mocno, to dokonam każdego cudu, jaki Bóg chce, żebym dokonał, to doświadczę każdego uzdrowienia, jakiego miałem doświadczyć, bo wszystko jest w Jezusie.

Są wśród nas ludzie, którzy przemieniają swoje życie i ludzie wysiadujący kościelne ławki. Czasami waszym kaznodziejom i nauczycielom może być trudno głosić takie przesłanie. Dzisiaj wielu ludzi lubi kaznodziejów, którzy śmiesznie opowiadają, wesoło, żeby z pięć kawałów było, żeby głośno było. Kaznodzieje, którzy głoszą dzisiaj z serca Bożego, często siedzą zasmuceni i zastanawiają się. Tak i mnie się zdarza. Kaznodzieja czasami siedzi w domu i zastanawia się czy dobrze zrobił i tak jak ja nieraz siada i myśli czy dobrze powiedział. Ilu z was mnie przez to przestało lubić, a ilu lubi… Ale kiedy wchodzimy głębiej w Słowo Boże, to jednej rzeczy się uczymy – nieważne jest, co o nas powiedzą ludzie, ważne jest czy spełniliśmy wolę Bożą, czy powiedzieliśmy prawdę, bo Jezus nadchodzi i jest czas, by głosić prawdę. Jeden z wielkich mężów Bożych powiedział: „Jeśli dogodziłbyś i spodobał się wszystkim ludziom, a Bogu byś się nie spodobał, to na nic ci się to nie przyda. Jeśli cały świat stanie przeciwko tobie, ale Bogu się będziesz podobać, to zbawiony jesteś”. Kiedy Luter kończył swoją reformację, a właściwie, kiedy ją rozpętał, ludzie do niego przyszli i mówią: „Człowieku, ty nie widzisz coś ty zrobił, cały świat jest teraz przeciwko tobie”. On mówi: „Mylicie się panowie, to ja jestem przeciwko całemu światu”.

Pewnego dnia, jeżeli będziecie się modlić, to Duch Święty przyjdzie i to się pojawi w waszym sercu. Jeżeli Duch Święty i Bóg nie zamieszkuje w was, to nie mieszka w waszym domu, to nie ma owocu. Jeżeli gałąź nie dotyka pnia, to uschnie, jeżeli gałąź nie tkwi w pniu, to nie przynosi owocu.

„Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą bezbożnych ani nie stoi na drodze grzeszników, ani nie zasiada w gronie szyderców”. Bracia i siostry, dokąd idziemy? „Lecz ma upodobanie w zakonie Pan i zakon jego rozważa dniem i nocą”. To nie znaczy, że czyta Biblię cały dzień i w nocy też. To znaczy, że zanim zasiądzie w gronie jakichkolwiek ludzi, to patrzy przez pryzmat Słowa Bożego czy to się Bogu podoba, czy to jest według serca Bożego. „Będzie on jak drzewo zasadzone nad strumieniami wód, wydające swój owoc we właściwym czasie, którego liść nie więdnie, a wszystko, co czyni powiedzie mu się”.

Pewnego dnia Jezus podszedł do drzewa i chciał posilić się z niego. Wiecie, na czym polegał problem z tym drzewem? Że nic na nim nie było. Kiedy wracali tą samą drogą, to drzewo było już martwe, suche. Bez wody nie ma życia, bez Ducha Świętego nie ma życia. Jeżeli opieramy się przed tym, co Duch Święty chce dokonać w naszym życiu, jeżeli z dnia na dzień kontynuujemy grzech i nasz bunt wobec Boga, to cichy, zbawienny głos, który brzmi w naszych sercach, pewnej nocy zamilknie, obudzimy się rano i będzie się nam wydawać, że dzień jest taki sam jak każdy, tyle że już tego cichego głosu nie będzie, zostawi nas i pójdzie, zacznie się usychanie. Jezus szedł, znalazł i chciał na tym drzewie owocu, ale nie było. Słowo Boże powiada, że to nie był czas, ale Jezus szukał. Bóg ma prawo odwołać was albo przyjść i szukać swego w waszym życiu o każdej porze dnia i nocy, zawsze. Nie wtedy, kiedy my uznamy, że to jest właściwy dla nas czas, nie wtedy, kiedy ty powiesz: „Bracie, zostaw mnie, nie czuję się jeszcze gotowy. Wiesz, w odpowiedniej chwili zadzwonię do ciebie i spróbujemy to załatwić”. Nie, Bóg być może jutro będzie chciał znaleźć i nie znajdzie, i zostaniesz odcięty od wody. Wiecie, kto chodzi po miejscach bez wody? Diabeł. Zostaniesz odcięty od obecności Ducha Świętego i cichy głos zamilknie na zawsze. Taki człowiek budzi się rano, jeszcze wie, jak podawać rękę, jak mówić: „Alleluja”, jeszcze potrafi śpiewać pieśni ze Śpiewnika Pielgrzyma i ma ciągle wspaniałe wspomnienia z obozów wakacyjnych, jak był chrześcijaninem, ale już jest tylko wspomnieniem. Jeśli nie dotykasz pnia, będziesz suchą gałązką. Jezus nie znalazł owocu, bo to nie był czas, ale to On wyznacza, kiedy przychodzi czas. Ja mogę nawet nie dojechać do domu, bo Bóg wyznaczy, że moja droga dobiegła końca.

Jako pastor prowadziłem wiele ślubów, a jeszcze więcej pogrzebów, nieraz wkładałem do grobu młodych ludzi. Wiecie, co mnie dziwiło? Kiedy wkładałem młodych do grobu, nad trumną stali starzy. Niejeden staruszek siedzi ciągle w moim zborze, a niejednego młodego już nie ma. A wydawałoby się – kolejność nie taka. To Bóg decyduje, jaka jest kolejność. Bóg przydziela lata i życie, to Bóg daje lata i godziny, to Bóg pewnego dnia przyjdzie. Pewnego dnia, kiedy może nad moim młodym ciałem lekarz rozłoży ręce i powie: „No, wszystko… poszedł”, to ja wiem, że będę żył i pierwsze, co zobaczę to nie śmierć, bo śmierci oglądał nie będę, ale Jezusa. Jeśli kiedyś nad twoim ciałem lekarz rozłoży ręce, a pastor powie: „Był, ale go już nie ma”, to Słowo Boże daje nam tę wspaniałą obietnicę, którą was pocieszałem i pocieszać będę: „Wiem, że odkupiciel mój żyje i wiem, że to on nad moim grobem stanie. Wiem, że będę oglądał Boga” – mówił Job. Cokolwiek przyjdzie, zanim śmierć zdąży nas pochłonąć, przyjdzie ten, który powie, że nasze życie do Niego należy i chwała Jemu. Oby znalazł to we mnie, czego chce szukać, ja chcę się zmieniać. Niech was Pan błogosławi, trwajcie w Jezusie, ja w Nim będę trwał. Módlcie się o mnie i nie myślcie, że ja jestem taki duchowy człowiek.

Myślicie może, że jestem wielkim pastorem, myślicie, że jestem wielkim ewangelistą. Ja wam coś powiem. Ja nawet szkoły nie skończyłem. Walczę tak samo jak wy walczycie, wiele błędów w życiu uczyniłem, ale dzięki modlitwie wielu ludzi i ich staraniu Bóg mnie uratował i wyciągnął z niejednego. Z doliny śmierci nieraz wyszedłem i wy wyszliście. Idźmy dalej razem, a kiedy On będzie szukał i wyciągnie po nas rękę, niech znajdzie w nas to, co powinno Mu przynieść nasze życie. Nie myślcie o nikim, że jest wielki. Czasami ludzie mówią: „80.000 kilometrów rocznie… brat jest dobrym kierowcą”. Ja mówię: „Nie ma dobrych kierowców, jest dobry Bóg”. Mówią: „Brat jest dobrym pastorem”. Ja mówię: „Nie ma dobrych pastorów, jest dobry Bóg”. „Brat jest dobrym mężem”. „Nie ma dobrych mężów, jest dobry Bóg”. Kim jesteś człowiecze, że myślisz, że jesteś dobry? Jest dobry Bóg.

Niech was Bóg błogosławi, zostańcie z Panem. Trwajmy w Nim i jeśli Bóg pozwoli, znów się kiedyś spotkamy. Amen.

—–

(c) 2001 Mirosław Kulec

Korekta gramatyczna: Izabela Turtoń

Przygotowanie kazania: Rafał Dudek

Kopiowanie i rozpowszechnianie niniejszego kazania jest dozwolone bez ograniczeń.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Czytelnia, Kazania, Mirosław Kulec. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.