Pokój pośrodku burzy

Mirosław Kulec

             Znałem człowieka, który rozkoszował się Panem. Kiedyś pastor opowiedział o nim historię. Opowiedział historię o butnym i bogatym człowieku, który miał tyle pieniędzy, ile chciał, żył tak, jak mu się podobało i nawet do zboru chodził wtedy, kiedy mu się podobało, chociaż nazywał siebie wierzącym człowiekiem. Lecz pewnego dnia jego żona źle się poczuła i zaczęła umierać. Pewnego dnia również on nie miał się dobrze. Okazało się, że źle zainwestował w swoje akcje, jego biznes zaczął się poważnie chwiać, nie był w stanie płacić zaciągniętych kredytów. Zaczął wypadać poza nawias społeczeństwa. Najpierw szukał pocieszenia w barze, ale im więcej pił, tym więcej tracił. Im częściej dochodził do siebie, tym mniej posiadał. Pewnego razu złamał się i poszedł w końcu do zboru. Kiedy tak leżał i płakał, to pastor otrzymał dla niego Słowo. On był pewny, że Bóg o wszystkim wie. Wiedział to, lecz nie przypuszczał, że Bóg tak realny okaże się w jego życiu. Pastor do niego podszedł, położył mu rękę na ramieniu i powiedział: „Pan ma do ciebie pytanie: Ile jeszcze muszę ci zabrać, żebyś zobaczył, że beze Mnie dalej nie możesz? Ile jeszcze muszę wyrwać z twojego życia z takim bólem, żebyś zobaczył, że beze Mnie dalej już nie pójdziesz?”.

          Dzisiaj to jest ktoś, kto rozkoszuje się Panem. Czasami rozkoszowanie się Panem wydaje nam się trudne, bo myślimy, że jakoś sobie poradzimy i możemy rozkoszować się sobą. Ktoś zada pytanie: „No dobrze, dlaczego miałbym się rozkoszować Panem, skoro zmusi mnie do tego takim bólem, tym, że coś mi zabiera!?”. Zapominamy, jak wychowywaliśmy nasze dzieci. Czasami musieliśmy naszym dzieciom dać klapsa, żeby zrozumiały, że w naszym domu jest pewien porządek. W domu Bożym też jest porządek, Pan jest Władcą i Królem! W tym domu jest porządek. Gdyby Bóg zechciał kogoś uderzyć, to mógłby go zabić! Ale często Bóg w taki sposób nas uderza, że nas to leczy. Często po latach okazuje się, że to, co nazywaliśmy złem, wyszło nam na dobre. To, co straciliśmy, okazywało się dla nas zbawienne.

Wierzę, że Pan przysłał nas tutaj. Każdy z nas jest z innego zboru, choć jesteśmy przyjaciółmi. Połączyło nas to, że kochamy Pana. Kiedy jechaliśmy tu, to wiedziałem, że jadę do Wendryni ze Słowem od Pana. Chciałem się dzisiaj z wami dzielić Słowem, które mówi o pokoju pośrodku burzy. O pokoju pośrodku burzy w waszym życiu. Czasami można wyjść za kazalnicę i mieć Słowo, które będzie nacechowane głębokim napomnieniem. A czasami to Słowo jest nacechowane głęboką Bożą troską o nas. Chcę wam powiedzieć, że można mieć pokój pośrodku burzy! I to jest dzisiaj przesłanie dla waszego zboru. To jest przesłanie dla Kościoła w czasach, w których żyjemy: można mieć pokój pośrodku burzy.

Wszyscy z was znają tę opowieść ze Słowa Bożego, ale przeczytajmy ją wspólnie i przypatrzmy się temu, co Bóg chce włożyć dzisiaj w nasze serca. Czytamy z Ewangelii Marka, 4 rozdział, od 35 wersetu:

„I rzekł do nich owego dnia, gdy nastał wieczór: Przeprawmy się na drugą stronę. Opuścili więc lud i wzięli go z sobą tak jak był, w łodzi, a inne łodzie towarzyszyły mu. I zerwała się gwałtowna burza, a fale wdzierały się do łodzi, tak iż łódź już się wypełniała. A On był w tylnej części łodzi i spał na wezgłowiu. Budzą go więc i mówią do niego: Nauczycielu! Nic cię to nie obchodzi, że giniemy? I obudziwszy się, zgromił wicher i rzekł do morza: Umilknij! Ucisz się! I ustał wicher, i nastała wielka cisza, i rzekł do nich: Czemu jesteście tacy bojaźliwi? Jakże to, jeszcze wiary nie macie? I zdjął ich strach wielki, i mówi, jeden do drugiego: Kim więc jest Ten, że i wiatr, i morze są mu posłuszne?” (Mk 4,35-41). Amen. Chwała Jezusowi!

Ja chcę mówić o tym, któremu wiatr i morze są posłuszne. Jeżeli są Mu posłuszne wiatr i morze, to wiem, że również burze naszego życia też będą Mu posłuszne. Chcę mówić o tym, do którego przylgnęliście. Wiem, że przyszliście tu dzisiaj, bo miłujecie Pana. W soboty nie przychodzą na nabożeństwa ludzie, którzy nie miłują Pana. Tacy ludzie, którzy dogadzają tylko swojej religii, to przychodzą w niedziele i to najlepiej, żeby za długo nie trwało, bo wtedy pastor po głowie od nich dostaje. Wiem, że przyszliście tu dzisiaj, by słuchać Słowa Bożego.

My jako Kościół wierzymy i doświadczamy, że Jezus jest jedyną nadzieją dla świata, amen? To nie jest tylko nasza doktryna. My w Chełmie jako zbór nie ustaliliśmy tego jako doktrynę, że każdy, kto się z nami nie zgadza, iż Jezus jest jedyną nadzieją świata, nie może mieć z nami udziału. Chcę wam powiedzieć, że ja w to wierzę. My z braćmi wierzymy w to, wyznajemy to jako prawdę, żyjemy według tego, zwiastujemy to i oglądamy to naszymi oczami, że Jezus jest jedyną nadzieją!

Świat dzisiaj szuka bohaterów. Kogoś, kto by ratował, kiedy brakuje już nadziei. Stąd mamy kina i telewizję pełne różnych sztucznych, nadmuchanych bohaterów. Jak zniknął Superman, to pojawił się jakiś Spiderman, jak on znika, to pojawia się Batman i nie wiadomo kto jeszcze. Demon za demonem jest wstrzykiwany w świadomość ludzi. Ludzie szukają superbohatera. Niedawno moje bawiące się dzieci zostały odwiedzone przez dzieci naszych sąsiadów. Bawiły się razem na podłodze. Moja żona słuchała jak dzieci się bawią. Mój syn powiedział do tego małego chłopca sąsiadów: „My wierzymy w Pana Jezusa u nas w domu. Pan Jezus jest najsilniejszy”. A ten chłopiec odpowiedział: „Nieprawda! Głupi jesteś, Batman jest najsilniejszy”. Mój syn przyszedł do mnie do biura i pyta: „Tato, kto jest silniejszy, Batman czy Jezus?”. Ja mówię: „Jezus jest silniejszy, a Batman w ogóle nie istnieje, a jeśli jest, to w piekle jest jego miejsce!”. Sąsiedzi są na mnie oburzeni. Chcę wam powiedzieć, że Jezus jest jedyną nadzieją.

Gdyby dzisiaj ktoś pogodził Żydów i Arabów, zostałby gwiazdą na cały świat. Bo nie może znaleźć się zgoda między tym, co jest za i co przeciw Bogu. Gdyby dzisiaj ktoś pogodził białych i czarnych, zostałby bohaterem. Ludzie nie wiedzą jak dojść do zgody, w jaki sposób znaleźć nadzieję. Ja wiem, że w tych dniach, w których żyjemy, na pewno ludzie nie znajdą pokoju, dlatego, że u szatana i w jego dziełach nie ma dla człowieka ciszy. Jezus jest jedyną nadzieją. My znamy Pana panów, Króla królów i Bohatera bohaterów. Amen!

Aż do dzisiejszego dnia dzięki Bożej łasce widzę Jezusa. Może ktoś zapyta: „W jaki sposób ty widzisz Jezusa?”. Widzę Jezusa dlatego, że nasz zbór i nasz Kościół nie jest Kościołem martwym, ale jest częścią Ciała Jezusa Chrystusa na całej ziemi. Jeżeli jesteście częścią Jego Ciała, to zobaczycie Jezusa jak wyrywa z rynsztoka w więzieniu i jak przyprowadza ludzi do pokuty! Zobaczycie jak działa w domach dziecka, na odwykówkach, na ulicach i w domach… Zobaczycie Jego działanie, jak wali ludzi na kolana i w jaki potężny sposób działa. Chwała niech będzie Jezusowi! Będziesz wracał do domu i będziesz mówił, że Jezus jest wielki.

Kiedy przyjdzie do twojego życia zwątpienie, to Jezus wszystko zmieni, jeżeli pójdziesz do sąsiada czy do znajomych, którym brak już nadziei. Podziel się z nimi Jezusem, a zobaczysz jak zadziała! Wrócisz do domu i powiesz, że żyje Pan i niepotrzebnie wątpiłeś. Chwała Jezusowi! On ciągle działa.

Dzięki łasce Bożej mogę to widzieć. Kiedy zastanawiałem się nad Bożą świętością, to zobaczyłem, że w skali świętości ten największy alkoholik jest tylko o trzy milimetry oddalony od najbogatszego milionera o najlepszych moralnych standardach, a Bóg jest daleko dalej. Nie dlatego, że między nimi nie ma różnicy, ale dlatego, że Bóg jest tak święty, że nawet najlepsze ludzkie usiłowania są niczym. My w Chrystusie znaleźliśmy nadzieję i schronienie. Dla Boga nie ma różnicy czy ktoś pije, łobuzuje, czy ktoś jest bardzo dobry i pomaga ludziom. Bez Chrystusa nie ma nadziei. I my jako Kościół musimy to zrozumieć. Musimy przestać wmawiać sobie, że świat jest dobry. Świat jest zły, chociaż czasami przydarzają mu się dobre rzeczy. Chrystus jest jedyną nadzieją. I to nie może być tylko doktryna, to musi być przekonanie z głębi naszego serca.

Świat dzisiaj martwi się tym, co się zbliża. W zawrotnym tempie mnożą się zagrożenia. Terroryści grożą, że w pracy będą strzelać do Żydów. Wiecie o tym. Terroryści grożą, że będą wpuszczać cyjanek do wodociągów… Zagrożenia tak się mnożą, że wiadomości już nie nadążają donosić o tym. Specjaliści zapowiadają, że nadchodzi wojna, światowa recesja, bandytyzm, terror, nadchodzi czas Saddama Husajna, czas muzułmanów i era okultyzmu. Lecz Kościół ma dobrą nowinę, która ciągle działa, że Jezus Chrystus nadchodzi! Jest blisko i wkrótce rozlegnie się głos trąby, a Oblubienica będzie na Niego czekać.

Dzisiaj chcę wam powiedzieć dla zachęty: nie męcz się, nie płacz, lecz przyjdź do Jezusa. Nie mów, że sam sobie poradzisz, że jakoś wyjdziesz z problemów i strachów dzisiejszych dni. Jest Jezus! Przyszedłeś tu dzisiaj bracie i siostro, bo Jezus ma dla ciebie odpowiedź, tak jak 2000 lat temu. Tak samo realny jest w dzisiejszym dniu!

Ktoś chce obrabować Kościół z najstarszej i pierwszej doktryny Kościoła, że Jezus jest pośród nas! Amen. Wszystko inne przestaje mieć sens, jeżeli z tego nas obrabują. Oni zapowiadają swoje, a my swoje. Każdy na coś czeka. Ja wiem jedno – już wkrótce drogi Zbawiciela i zła przetną się i Chrystus będzie zwycięzcą nad wszystkim. Nie będzie więcej łez, smutku, żalu i narzekania. Ja wiem, że On będzie zwycięzcą, a śmierć i grzech będą pokonane, chociaż dzisiaj jeszcze się puszą, chwalą i mówią, że są mocne.

Niesamowite w Jezusie Chrystusie jest to, że On nadchodzi, ale równocześnie w tym samym czasie On w nas już żyje i jest naszym Zbawicielem. My czekamy na Niego, a w tym samym czasie doświadczamy Go realnie w naszym życiu. On nadchodzi, ale w tym samym czasie jest pośród nas, pośród ludu Bożego. To jest niezwykłe, coś takiego tylko Bóg może. On nas nie zostawił tutaj i nie powiedział, że kiedyś przyjdzie, ale na razie mamy pozostać sami, lecz Jego obietnicą jest to, że my pewnego dnia będziemy u Niego i nie gośćmi będziemy, a domownikami. Chwała Jezusowi!

Gdyby nie było Kościoła na ziemi, to Jezus w ogóle nie musiałby tu przychodzić. Tutaj nie ma nic, po co Jezus by przyszedł, co by na Jezusa czekało oprócz prawdziwego Kościoła. Oprócz Kościoła Jezusa Chrystusa nie ma na świecie niczego, co by na Niego czekało. Świat tego pojąć nie może. Jezusa nie da się logicznie obliczyć. My mówimy o wierze w Boga w czasach, kiedy świat się rozlatuje. Tu nie ma żadnej logiki, tu jest zwykła, prosta, dziecięca wiara: ja wiem, że mój Pan żyje, jest moim Zbawicielem, uratuje moje życie i przyjdzie w swoim czasie. Ja chcę być gotowy! Amen.

Dzisiaj, kiedy wiele z tego, co ma się stać, jeszcze jasno nie widać, powinniśmy wiernie stać przy Nim. To jest część naszej wiary i naszej codzienności. Słowo Boże mówi, że gdy Go zobaczymy, to będziemy podobni do Niego. Nie możesz być podobny do Niego, jeżeli dzisiaj nie będziesz się do Niego upodabniał! Nie możesz być podobny do Niego, jeśli postawa twego serca względem świata będzie inna. Nie możesz być podobny do Niego, jeśli twe poglądy będą inne. Nie możesz być podobny do Niego, jeśli Jego Słowo nie jest dla ciebie ukochanym Słowem. On żył tym Słowem, karmił się tym Słowem i dla nas go zostawił, abyśmy szli za Jego przykładem. To jest Jego przykład, który nam zostawił.

Chcę wam powiedzieć, że z Jezusem przejdziemy na drugą stronę. Z Jezusem możemy mieć pokój pośród burzy. Chcę wrócić do tekstu, który czytałem. W Ewangelii Marka 3,35 dotyka mnie szczególnie to słowo: „I rzekł do nich owego dnia, gdy nastał wieczór: Przeprawmy się na drugą stronę”. Szczególnie dotyka mnie to słowo: „przeprawmy się”. Chodzi mi o to „my” wskazujące na to, że Jezus jest z nami! Ja i On, mój ukochany Jezus. On nie mówił: „Ja się przeprawiam, wy się przeprawcie”, ale powiedział: „Przeprawmy się razem”.

Dla Pana, gdy wsiadł do łodzi, celem było przepłynąć na drugą stronę, a nie pokazanie uczniom jakiejś sztuczki ze sztormem! Chcę jasno postawić jedną rzecz: Jezus nigdy nie pokazywał ludziom żadnych sztuczek. Jeśli pojawiał się problem, to rozwiązywał go w Boży sposób, aby pokazać chwałę Ojca. Nigdy nie pokazywał żadnych sztuczek. On wprawdzie wiedział, że będzie burza, ale dla Niego celem było przepłynięcie na drugi brzeg. A wszystko, co miało być po drodze, będzie uległe Bogu, bo On był Synem Bożym.

Tam na drugiej stronie nie czekały na Niego tłumy. Po tej stronie zostawiał tłumy, ale po drugiej stronie trwał w swojej tragedii nieszczęśnik wyrzucony przez całe społeczeństwo. Trwał ktoś podobny do ciebie i do mnie, kiedy byłeś przed nawróceniem. A może nawet jeszcze w gorszej sytuacji, bo całkowicie opętany przez demony. Ludzie już myśleli, że wszyscy z niego zrezygnowali. Jestem przekonany, że kiedy ludzie patrzyli na tego nagiego, złego, opętanego człowieka, który tłukł się po grobowcach po drugiej stronie jeziora, mówili, że nawet Bóg chyba już o nim zapomniał, że nawet Bóg już z niego zrezygnował.

Chcę wam dzisiaj powiedzieć: Bóg nigdy o nikim nie zapomniał. Bóg nigdy nie zapomniał ciebie, gdziekolwiek dziś jesteś i przez cokolwiek dziś idziesz! Przyszedłeś może teraz na to miejsce, ale w swoim sercu nie masz pokoju. Boli cię coś, wiesz, że wkrótce musisz stanąć przed problemami. Wiesz, że wyjdziesz ze zboru i nadal nie będą rozwiązane. Jezus powiada: „Przeprawmy się z tym na drugą stronę”. Jezus chce być z tobą!

Kiedy On powiedział: „przeprawmy się”, to zapewniał ich, że będzie z nimi. Nie powiedział im, żeby sami się przeprawili. Jezus nie zamierzał ich zostawić. To jest jeden z fundamentów pielgrzymowania Kościoła. Jezus nas nigdy nie zostawi! Cokolwiek będzie się działo, jakiekolwiek chmury się jeszcze zbiorą, możemy wołać do Jezusa.

Mieliśmy w tym roku gościa w naszym zborze. Może niektórzy z was słuchali kaset z jego kazaniami, bo rozsyłaliśmy ich setki. Mieliśmy gościa z Osetii, Jamboo’a. Kilkakrotnie był skazany na karę śmierci. Opowiadał, że nigdy przedtem nie wiedział, co znajduje się w sercu człowieka, którego prowadzą na rozstrzelanie, kiedy zgaśnie wszelka nadzieja, kiedy zapada wyrok śmierci, kiedy wokoło  trwa wojna, leje się krew i nie ma dla nikogo miłosierdzia. Kiedy szedł na stracenie, nagle poczuł się silniejszy niż kiedykolwiek. Kiedy zawołał do Jezusa, to w jego sercu nie było żadnej nienawiści do tych żołnierzy z karabinami. Była rozpacz i współczucie, bo on szedł do Pana, a oni do piekła. Zaczął im zwiastować Słowo Boże. Zaczął im mówić, że on jest wierzący i nie boi się tej broni. Oni kazali mu się wynosić. I nie został rozstrzelany dzięki łasce Bożej.

Kiedy w najgorszej tragedii idziesz i nie zapomnisz o twoim Jezusie, kiedy w najgorszym dole pamiętasz o Panu, który cię powołał, to jesteś w dobrym miejscu, gdziekolwiek byś był. Jeśli przeprawiasz się z Jezusem, to jakakolwiek burza by nastała, to jesteś w dobrym miejscu. Przeprawmy się! – mówi dzisiaj Jezus do ciebie. Jezus chce być z tobą, Jezus chce, byś doszedł do końca, żebyś przeszedł na drugą stronę. Jezus chce, byś cały czas był blisko Niego, tam, gdzie jest On. Pamiętajcie o jednej z najważniejszych rzeczy naszego chrześcijańskiego życia, jednym z fundamentów chrześcijańskiego życia: jeżeli wierzysz w Boga tak, jak powiada Słowo Boże, to wiedz o tym, że nie jesteś sam! Alleluja. Jeśli wierzysz w to Słowo, to fundamentalną prawdą jest to: nie jesteś dzisiaj sam! Nie wiem, gdzie musisz wracać. Może jesteś smutną żoną, która musi wracać do domu, gdzie czeka pijaństwo i dym z papierosów. Może jesteś szczęśliwym człowiekiem, ale choroba odbiera ci radość. Może jesteś człowiekiem, który jest zdrowy i ma dobry dom, ale długi i głupota twojego życia doprowadziły cię do miejsca, gdzie nie wiesz, co masz robić. Chcę, żebyś wiedział, że Jezus mówi: „Zostań ze Mną, przejdziemy razem na drugą stronę”. Jezus chce, żebyś Mu zaufał gdziekolwiek dzisiaj się znajdujesz. Jeżeli wierzysz w to Słowo tak, jak ono mówi, to nie jesteś sam. On nigdy nas nie porzuci. On dał nam obietnicę: „A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28,20). Taką dał nam obietnicę. Nie jestem sam!

Pełna świadomość tego zmieni wszystko. Świadomość, że Bóg jest obecny, zmienia wszystko. Niedawno dzieliłem się świadectwem i nie przypuszczałem, że w tak potężny sposób dotknie ono ludzi w mojej okolicy. Nie przypuszczałem, że stanie się tak ważne dla wielu ludzi. Budowaliśmy dom. Ten dom jednak był o 30 centymetrów za długi. Przyszli specjaliści i mówią: „Trzydzieści centymetrów za długie, trzeba skracać”. Kiedy zastanawiałem się, jak go skrócić, podszedł do mnie fachowiec, który miał dostęp do dokumentów, papierów i mówi: „Załatwimy to tak, żeby pan nie musiał skracać. Jakoś to w papierach zrobimy”. Wtedy mu powiedziałem: „Z każdej złotówki, która jest włożona w ten dom, została zapłacona Panu dziesięcina. Nie jest skradziona. Każda deska jest uczciwie zapłacona, każdy gwóźdź jest uczciwie zapłacony. Pan się o to troszczył od początku do końca i nie zamierzam w niczym tego zmieniać”. Wynająłem ekipę i skróciliśmy dom o 30 centymetrów. Ten człowiek jakiś czas później na kolanach razem ze mną modlił się i odczuwał obecność Bożą. Mówił, że wie jak załatwić. Lecz ja mam Pana, który wie jak załatwić. Nie muszę w niczym bratać się z tym światem.

Wielu chrześcijan, może to właśnie ty, chodzi na nabożeństwa, stara się nie kraść, nie pić i nie palić, ale nie mają świadomości, że nie są sami, że Jezus jest obecny w ich życiu. Widać to, kiedy przychodzi trudna chwila. Chcę ci powiedzieć, że nie jesteś sam. To znaczy, że jeszcze jest ktoś. A jeżeli jeszcze ktoś jest, to zmienia to nasze zachowanie! Inaczej się zachowujemy, kiedy jesteśmy sami, a inaczej, kiedy ktoś jest w domu. A jeszcze inaczej, jeżeli wiemy, że ten ktoś oddał za nas życie, zapłacił za nie i jest realny. I to właśnie nazywa się wiara w istnienie Boga. My czasem mówimy: „Ja wierzę, że Bóg jest”. Diabeł też tak wierzy, byle dalej, tym lepiej. Ale prawdziwa wiara w Boga polega na tym, że ja wiem, że On jest w moim życiu, w mojej realności i w mojej codzienności. To jest to, co trzyma człowieka przy życiu. To dotyczy sztormu w życiu duchowym, jak i sztormu w życiu fizycznym. Warunek jest jeden: być uczniem i miłośnikiem woli Bożej, uczniem Jezusa. Fizyczne i materialne łącząc się tworzy to, co nazywamy życiem. A w naszym życiu możemy chodzić z Bogiem.

My musimy wiedzieć, z kim chodzimy, komu służymy, w kogo wierzymy. Pismo powiada: „Niech życie wasze będzie wolne od chciwości; poprzestawajcie na tym, co posiadacie; sam bowiem powiedział: Nie porzucę cię ani cię nie opuszczę. Tak więc z ufnością możemy mówić: Pan jest pomocnikiem moim, nie będę się lękał; cóż może mi uczynić człowiek?” (Hbr 13,5-6). Czasami nasze życie nie jest wolne od chciwości. Wielu wierzących nie płaci dziesięcin, nie wspiera swoich współwyznawców, nie chce dzielić się tym, co ma, bo nie wiedzą czy wystarczy im na jutro. Chcę, abyście poznali dwie różne cechy. Jest taka cecha jak łakomstwo, taka oszczędność, takie chomikowanie i to jest cecha diabelska, bo diabeł nigdy nie wie, co będzie miał jutro. Diabeł trzyma na jutro, bo nie wiadomo czy mu się jutro wszechświat na głowę nie zwali. Ale cechą chrześcijańską jest szafarstwo, postępowanie z tym, co mam według woli Bożej. Szafarze oddawali czasami rzeczy tak, że świat pukał się w czoło. Już widziałem wierzących, którzy oddawali swoje samochody, swoje domy i drogocenne rzeczy, bo czuli, że Pan tak chce. A świat pukał się w czoło i mówił: „Wariat! Mógłby to przecież dobrze sprzedać”. Widziałem też ludzi opętanych lękiem, że jutro nie mogą mieć chleba. „No wiesz bracie, ja nie mogę na razie nic dać, bo nie wiadomo, jak jutro będzie”. Nie wiem, co będzie jutro, ale wiem, że dziś Jezus jest obecny!

Jezus chce być z nami. On wskazuje na to, że chciał być z uczniami tak, jak dzisiaj chce być z nami. To jest ważne słowo w realiach XXI wieku, byśmy byli wolni od chciwości.

Co to jest chciwość? Czy poprzestawanie na tym, co mamy polega na tym, że każdy z nas powinien mieć zestaw pieluszek, w których się urodził? Becik z dzieciństwa i nic więcej? Tyle mieliśmy. Mama dała becik i pieluszki. To nie polega na poprzestawaniu na tym, co mieliśmy, jak się urodziliśmy. Poprzestawajcie na tym, co macie według woli Bożej, według tego, co dał wam Bóg. Według tego, co uczciwie przed Panem zapracowaliście i macie. Nie musicie być zachłanni o to, co się stanie.

Boże przebywanie z nami pokazuje nam też Boży charakter i objawia nam Go jako tego, który chce być naszym Bogiem i mieć z nami społeczność. Kiedy Pan rozmawiał z Jakubem dając mu tę wspaniałą obietnicę, to pokazywał mu Boży charakter względem Bożych dzieci. A Bóg się nie zmienił, jest wczoraj, dziś i na wieki ten sam. Alleluja! Pan powiedział do Jakuba: „A oto Jam jest z tobą i będę cię strzegł wszędzie, dokądkolwiek pójdziesz, i przywiodę cię z powrotem do tej ziemi, bo nie opuszczę cię, dopóki nie uczynię tego, co ci przyrzekłem” (1Mjż 28,15). Pan nas nigdy nie opuści, dopóki nie spełnią się obietnice zbawienia.

Ale musicie być z Nim. Jest czymś niezwykłym zacząć tak chodzić z Panem, że gdziekolwiek idziemy, mamy świadomość, że Jezus jest obok nas prawdziwy, żywy, że Jezus istnieje. Pamiętam naszego pastora. Opowiadał świadectwo, że gdy się nawrócił, to inni śmiali się z niego, bo wolał chodzić na piechotę zamiast jeździć autobusem. On chciał rozmawiać ze swoim Panem, chciał z Nim dyskutować, tak realny był dla niego Jezus.

„Albowiem jestem tego pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani potęgi niebieskie, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani moce, ani wysokość, ani głębokość, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 8,38-39). Jeżeli nikt was nie zdoła odłączyć od miłości Bożej, to znaczy, że nikt was nie zdoła odłączyć od Boga. Bóg jest miłością, Bóg jest miłością Bożą. Chwała niech Mu będzie! Nikt was od Niego nie odłączy, chyba że sami powiecie Mu, żeby sobie poszedł.

Byli ludzie, do których Jezus przychodził i przynosił im miłość Bożą, a oni wypędzali Go. Tak dzisiaj też wypędzają Jezusa. Oni nie wypędzali Go dlatego, że się bali, że Jezus im zrobi krzywdę. Wypędzali Go dlatego, że zbyt wiele było do stracenia, kiedy Jezus był obecny. I dlatego dzisiaj wielu wypędza Jezusa. Nie dlatego, że się Go boją, bo wiedzą, że nie jest zły, ale strat zbyt wiele sieje naokoło.

Słowa „przeprawmy się na drugą stronę” mają dla mnie jeszcze głębsze znaczenie. Chrystus ma dla nas coś więcej niż trwanie w tym samym miejscu. Chrystus nie zadowolił się tym, że tłumy stały i słuchały Go. Ja nie chcę się zadowalać tym, że przyszliście dzisiaj posłuchać kazania i siąść na laurach. Ja chcę głosić Jego Słowo póki mi mojego młodego życia wystarczy. A jeśli Pan da mi więcej, to chcę jeszcze więcej głosić. Chcę głosić moim życiem w domu i tam gdzie jestem i chcę was do tego zachęcać, byście głosili Chrystusa całym swoim życiem. „Przeprawmy się na drugą stronę” – Bóg nie chce, żebyś trwał wciąż w tym samym miejscu. On ma jeszcze innych, którzy muszą Go poznać. Zamierza być objawiony i poznany przez innych i mówi do nas: „Chodźmy”! Nie ty sam, ale my.

Chcę wam powiedzieć, że przez ostatnie dwa tysiące lat, przez całą historię chrześcijaństwa nigdy Duch Święty nie posłał do służby ani jednego kaznodziei, ani jednego misjonarza, żeby mu powiedział: „Idź, ale na razie sam, ja przyjdę potem”. Duch Święty zawsze posyłał ludzi na niwę Bożą, mówiąc: „Idź, a Ja jestem z tobą! Głoś Moje Słowo, a Ja będę z tobą i będę je poświadczał”. Czasami tak się zachowujemy, jakby Bóg nas posłał, ale powiedział nam: „Idźcie, a jak się wam zacznie udawać to szybko dzwońcie, to Ja przyjadę”. Bóg nigdy tego nie powiedział. On obiecał nam, że będzie z nami zawsze, kiedy pójdziemy Jego drogą. Gdzie dziś idziesz z Jezusem?

Dzisiaj wieczorem stawiam wam pytanie: gdzie dziś idziesz z Jezusem? Dokąd zmierzasz z Jezusem? Nie zadaję tych pytań dlatego, bo tak wypada, by zadać z kazalnicy pytanie! Ja naprawdę pytam siebie i was: Jak dziś chodzisz z Jezusem? Czy przyszedłeś tu z Jezusem? Czy z Jezusem pójdziesz dziś do twojego domu? Czy kiedy przyjdziesz z nabożeństwa do domu, dalej będziesz chodził z Jezusem? Czy pojutrze do pracy pójdziesz z Jezusem, a jutro z Nim wstaniesz? Czy chodzisz z Jezusem?

Chrystus chce nam pokazać, że jest jeszcze wiele w Nim, czego nie poznaliśmy. Jak dobrze z Nim jest chodzić i poznawać Jego drogi. Im dłużej jestem wierzący, tym bardziej widzę, jak wiele niewiary jest we mnie. Zobaczcie, jaki paradoks. Tak jest u Boga. Im więcej Go widzisz, tym bardziej widzisz Jego świętość. Im bardziej objawia nam swoją świętość, tym więcej widzimy, jakich grzeszników On umiłował.

„Opuścili więc lud i wzięli go z sobą tak jak był, w łodzi, a inne łodzie towarzyszyły mu” (Mk 4,36). Pozostawili na brzegu lud i udali się na drugą stronę z Jezusem, tak jak On ich prowadził. Inne łodzie były z nimi. Chcę wam powiedzieć, że tam na brzegu został lud, który czekał i szedł donikąd. Czasem dzisiaj w zborach stoi lud, który idzie donikąd! Stoi lud, który słucha Słowa Bożego i słucha zwiastowania Syna Bożego. Lecz ci, którzy zdecydują się ruszyć za Jezusem w swoją pielgrzymkę, ruszają tracąc po drodze nawet życie, autorytet, pracę, tracą wiele. Dzisiaj w Polsce, w moim zborze, ludzie tracą pracę z powodu Jezusa, bo stają po Jego stronie. Ludzie są oskarżani z powodu Jezusa, bo stają po Jego stronie. Wiedzcie, że jeśli to jest u nas, to i do was dojdzie. Czy ruszasz z Jezusem, czy zostajesz na brzegu? Wielu zostało na brzegu idąc donikąd. Można jakiś czas słuchać kazań Jezusa z brzegu, ale potem trzeba siąść do łodzi. Można jakiś czas nawet być bez Kościoła, ale im więcej będziesz czytał Biblii i słuchał Słowa Bożego, to zrozumiesz, że nie możesz być wolnym elektronem kursującym po wszystkich zborach w okolicy, ale musisz wybrać miejsce. Przyjdziesz do pastora i powiesz: „Bracie, od tej pory, gdy zobaczysz w moim życiu, że nie żyję według Słowa Bożego, to bierz i bij! Ratuj moje życie i moją duszę, i połóż na mnie odpowiedzialność!”.

Miałem człowieka, który przychodził do nas systematycznie na nabożeństwa. Przychodził i przychodził. „Alleluja! Chwała Bogu! Bracie Kulec, jak brat głosi!”. Przyszedłem do niego raz i mówię: „Koniec z tym! Ani razu więcej cię nie wpuszczę. Albo się tu zapiszesz, albo wynocha!”. On zdziwiony był: „O co chodzi, przecież nie trzeba się zapisywać”. Mówię mu: „Ty jesteś oszustem. Chodzisz po wszystkich kościołach w okolicy, ale nigdzie nie masz odpowiedzialności. Nigdzie za nic nie odpowiadasz! Wszędzie krytykujesz – masz ten sam charakter, co diabeł. Za plecami krytykujesz pastorów, ale nigdzie za nic nie odpowiadasz”. Bracie i siostro, gdzie jest twoja odpowiedzialność? Gdzie jest człowiek, który cię może zapytać czy się modliłeś? Gdzie jest człowiek, który cię może zapytać czy pościłeś? Gdzie jest człowiek, mąż Boży, gdzie jest zbór, bracia i siostry, którzy mogą ci zadać pytanie: „gdzie jest twoja odpowiedzialność”?

Dzisiaj mamy wielu takich kursantów. Łazi po wszystkich kościołach. Nazywa się brat Korach. On zawsze ci dobrze poradzi. Nie ma nigdzie odpowiedzialności. Proste. Można krytykować chłopa na drodze, że krzywo dziurę kopie. Weź łopatę i spróbuj, to od razu przestaniesz krytykować. Można krytykować pastora, że źle głosi kazania. Spróbuj wygłosić jedno kazanie pomazane Duchem Świętym, a będziesz płakał o swojego pastora. Możesz krytykować kogoś, że mało daje do zboru, ale znajdź zbór, w którym pozwolisz, żeby ci ktoś popatrzył na ręce. Zobaczysz.

To jest to, czego nauczam u siebie w zborze i mówię wam tutaj. Można jakiś czas słuchać z brzegu, ale w końcu do którejś z łódek trzeba będzie wsiąść. W końcu trzeba będzie wsiąść do łodzi. W końcu trzeba będzie powiedzieć: „czy sztorm, czy nie sztorm, idę!”. To, że chodzisz do kościoła, że staniesz się członkiem jakiejś społeczności, nie gwarantuje, że nie będzie sztormu, ale gwarantuje, że Jezus będzie z nami. Może ludzie na brzegu powiedzą: „Co ty, niepoważny jesteś?! Gdzie ty się w ten sztorm pchasz?”. A on odpowiada: „Ale Jezus tam płynie. On tam będzie ze mną”. „Wiecie, no… to niemożliwe. Tak poważnie traktować to już nie musiałeś”. Ja chcę być z Jezusem. Jeśli gdzieś Jezusa nie ma, to wolę tam nie być. Ja chcę być tam, gdzie On chce, żebym był. W naszym chrześcijańskim życiu stajemy w takich momentach. Dlaczego tak wielu z nas wtedy tak długo się zastanawia, chociaż widzą, że zostają już w miejscu, gdzie nie ma Jezusa? Widzą, że zostają w miejscu, gdzie nie ma już Pana.

Mam takiego starego przyjaciela, który jest dla mnie wielkim doradcą duchowym. Człowiekiem, który dał mi wiele dobrych duchowych rad, bratem, który modlił się o moje życie. On już jest staruszkiem. Mieszkał daleko na północy Szwecji, na granicy między Szwecją a Norwegią. Wychował się w rybackiej rodzinie. Opowiadał mi, jak jego rodzice nawrócili się podczas tych przebudzeń, które były na tych wyspach pośród rybaków. Ludzie nawracali się całymi wsiami. Każdego dnia o świcie (czwarta rano) rybacy spuszczali łodzie do wody. I zobaczył jak jego ojciec wsiadał, jak jego wujowie wsiadali i wypływali łowić ryby. On chciał płynąć z nimi – to było jego pragnieniem. Nie mógł z nimi płynąć, bo był jeszcze za mały. Stał i mówił: „Dlaczego ja nie mogę!?”. Zobaczył jak łódź oddala się od brzegu. Gdy łódź znikła, jeszcze we mgle było widać jej zarys, usłyszał jak Duch Święty zstąpił na tą łódź i rybacy zaczęli śpiewać w obcych językach i modlić się do Pana. Byli ochrzczeni Duchem Świętym i cuda się zaczęły dziać. On mówi: „Tamtego dnia postanowiłem. Widziałem, jak łódź się oddaliła, a mnie tam nie było. Ale nie zamierzam tak samo zobaczyć Kościoła. Chcę być z Kościołem, kiedy zostanie zabrany na obłoki z Panem. Chcę tam być, chcę wsiąść do tej łodzi!”. Chwała Jezusowi! Pośrodku problemów poznajemy wierność Bożą. On ma moc stawić nas nieskalanych i czystych przed swoim obliczem.

Słowo Boże mówi nam dalej: „I zerwała się gwałtowna burza, a fale wdzierały się do łodzi, tak, iż łódź już się wypełniała” (Mk 4,37). Chcę ci powiedzieć: jeśli przeżywasz dzisiaj sztorm, to dlatego, że poszedłeś za Jezusem, że wybrałeś chodzić za Panem. Przecież jesteś z Jezusem! A jednak i tu wdziera się woda. Kościół w tym rozbujałym burzą świecie jest jak łódź. Wiecie, że łódź trzyma się na wodzie, dopóki woda nie wleje się do łodzi. Kościół trzyma się na świecie, dopóki świat go nie zaleje. Kiedy łódź zostaje zalana przez wodę, to tonie. I nie staje w połowie, ale dosięga samego dna. Kiedy Kościół zostaje zalany przez świat, nie stanie w połowie, dosięgnie dna w swoim zepsuciu i w swoim upadku.

Jeśli ktoś podczas sztormu nie szuka Jezusa, to nie ma szansy, że w jego życiu sztorm ucichnie. Nie ma szans. Na pewno widzieliście nieraz albo czytaliście historię o rozbitkach. Czasem pokazują takie filmy. Pamiętam z dzieciństwa film o Robinsonie Crusoe. Chyba wszyscy pamiętają jak byli dziećmi. To była lektura obowiązkowa w szkole. To był człowiek, którego sztorm wyrzucił na bezludną wyspę. Kiedyś rozmyślałem, co by się stało, gdyby uczniowie w czasie sztormu nie zawołali. Co by było, gdyby w czasie sztormu Kościół nie wołał! Pomyślałem sobie, że gdyby nasz zbór nie wołał do Jezusa podczas sztormu i burzy, to pewnego dnia zalałoby nas i wyrzuciło nas jako bankrutów na brzeg tego świata, na margines.

W telewizji widziałem takiego, jak leżał na brzegu. Niedawno była katastrofa statku. Na brzegu leżeli ludzie i resztki różnych bagaży. Pomyślałem sobie: tyle zostanie, kiedy pośród sztormu nie ma Jezusa. Znajdziesz się sam na brzegu, wyrzucony przez wichry tego świata, a naokoło ciebie będą się poniewierać kawałeczki tego, co kiedyś było twoim życiem. Goły, biedny i samotny. Wyrzucony przez sztorm na brzeg, na margines świata. Może przeżyjesz i sztorm się skończy, ale pozostanie ci na zawsze gorzki smak braku obecności Bożej w najgorszych chwilach. Biblia uczy nas, że to był ogromny sztorm, a nie mała ulewa.

Zachariasz prorokował do narodu, który będzie chodził z Bogiem, że: „gdy będą przechodzili przez niebezpieczne morze, On w morzu rozbije fale, i wyschną wszystkie głębie Nilu. Upokorzona też będzie pycha Asyrii, a berło władcy Egiptu zniknie. I wzmocnię ich w Panu, i będą postępowali w jego imieniu – mówi Pan” (Za 10,11-12). Wielcy przeciwnicy powstają, ale są upokorzeni, kiedy Bóg staje. Bóg dawał to Słowo do Izraela. Mówił o Asyrii i o Egipcie, o potęgach tamtych czasów. Asyria i Egipt będą upokorzone – to są zorganizowane potęgi militarne i duchowe. Asyria i Egipt również oznaczają pewien system religijny. Asyria i Egipt wniosły pewne religie do świata.

Kiedy pisałem te słowa, kiedy modliłem się do Pana, żeby dał mi dzisiejsze Słowo, uświadomiłem sobie, że w moim życiu też mam wiele wyborów. Przez moje życie też przechodzą sztormy. Nie myślcie, że siedzę gdzieś tam ukryty na wschodzie i że tam u nas nie ma diabła i jest spokój. Wszędzie szaleje burza. Świat powoli sam już nie wie, dokąd idzie. Ja wiem, że muszę stać i muszę wiedzieć z kim idę i chcę być z Jezusem. Prorok Zachariasz zapewnia Boży lud, że niebezpieczeństwo można przejść, że można wzywać Pana. I to jest różnica między poznaniem woli Bożej i jej brakiem. Czy znasz dziś wolę Bożą? Czy wiesz, dokąd idziesz w Chrystusie? Bo przejdziesz albo utoniesz w morzu problemów. Jakie wspaniałe jest to Słowo Boże. Idź i wzmacniaj się w Panu! – bardzo nam tego trzeba.

Odwiedziłem niedawno siostrę, która umierała na raka w szpitalu. Kolejną zresztą osobę wierzącą, która umierała na raka. I mogę składać to samo świadectwo. Kiedy wierzący człowiek umiera, to tak, jakbyście oglądali przeprowadzkę. Jeżeli ktoś miał przeprowadzkę, to wie jak to jest. Trochę męczące, trochę bolesne, ale jest nadzieja na lepsze miejsce. Kiedy umiera wierzący człowiek, to nie odchodzi w ciemność. Kiedy umiera niewierzący, to jakby tracił ostatni dom, jaki miał: swoje „ja”, swoje ciało i wie, że od tego dnia będzie już zawsze bezdomny w ciemnościach. Kiedy umiera wierzący, to nie jest tak, jakby cię wyrzucali na ulicę, ale spełnia się Słowo Pana, który chce, byśmy byli tam, gdzie jest On. Mamy przygotowane miejsce, mamy przygotowany dom. Nie jesteś bezdomny, kiedy z Panem przechodzisz na drugą stronę.

Apostoł Paweł tym żył, to się działo w jego życiu. Kiedy Jezus wsiadał do tej łodzi, to wiedział, że będzie burza. Wiedział przecież, na co mogą liczyć. A jednak wziął ich z sobą. Dzisiaj, kiedy świat płynie przez sztorm, to może zadziałać tak, jak w życiu apostoła Pawła: „A gdy już długo byli bez posiłku, wtedy Paweł stanął pośród nich i rzekł: Trzeba było, mężowie, posłuchać mnie i nie odpływać z Krety i oszczędzić sobie niebezpieczeństwa i szkody. Lecz mimo obecnego położenia wzywam was, abyście byli dobrej myśli; bo nikt z was nie zginie, tylko statek. Albowiem tej nocy stanął przy mnie anioł tego Boga, do którego należę i któremu cześć oddaję, i rzekł: Nie bój się, Pawle; przed cesarzem stanąć musisz i oto darował ci Bóg wszystkich, którzy płyną z tobą” (Dz 27,21-24). Pamiętacie, w którym to było miejscu? Kiedy wieźli Pawła do Rzymu.

Chcę wam powiedzieć, kończąc powoli dzisiejszy wykład Słowa Bożego, że ludzkość dzisiaj w nieposłuszeństwie zmierza do totalnej katastrofy. Wiecie o tym. Kościół od dwóch tysięcy lat mówił ludziom, żeby nie szli w tym kierunku, a jednak oni idą. Ten werset natchnął mnie jednak nadzieją. Patrzę na moją nieszczęśliwą rodzinę – większość mojej rodziny idzie do piekła. Patrzę na nieszczęśliwych sąsiadów – większość idzie do piekła. Większość mojego miasta idzie do piekła. Nagle otrzymuję nadzieję od Pana w Słowie Bożym, że jeśli ich wymodlę, to Bóg może mi darować tych ludzi i jeszcze kilku zgarniemy zanim wszystko się pogrąży. Chwała Jezusowi!

Można jeszcze zgarnąć kilku z sobą. Kiedy świat pójdzie przez sztorm, zanim wszystko zatonie, Bóg nam może jeszcze darować kilku, a pośród nich może będzie twój mąż, może będą twoje dzieci. Wołaj i błagaj Boga, żeby ci darował dzieci, mamę, tatę, sąsiada i współpracowników. A może daruje. Ja wiem, że może darować.

Gdyby nasz los nie obchodził Boga, to bylibyśmy nieszczęśliwi. Ja mógłbym jeszcze głosić wam dwie godziny na ten temat. Powiem wam jedno: nigdy nie mówcie do Jezusa, nawet jedną myślą, tak jak uczniowie w łodzi: „Czy nie obchodzi cię to, że giniemy?”. Gdyby Boga nie obchodziło to, że giniecie, nie posłałby Syna, żeby za was poszedł na krzyż. Jezus powiedział im, że są bez wiary. Ale chcę wam powiedzieć jasno. Niektórzy myślą, że dlatego Jezus im powiedział, że są bez wiary, bo Go wołali. On im nie powiedział, że są bez wiary, bo Go wołali, bo w wielu miejscach Słowo Boże mówi, abyśmy wołali Pana pośrodku nawet największej burzy. Powiedział im te słowa, bo Go oskarżyli, że nie obchodzi Go ich los. To była niewiara.

Niewiarą jest, kiedy myślisz, że nie obchodzisz Boga. Nawet pośrodku burzy wołaj, wołaj i wołaj. I zanim zdążysz powiedzieć „amen”, przyjdzie cisza, a Pan będzie blisko ciebie. Niech was Bóg błogosławi. Amen.

—–

Kazanie to zostało wygłoszone dnia 15 lutego 2003 w zborze wendryńskim (Czechy).

(c) 2003 Mirosław Kulec

Korekta gramatyczna: Izabela Turtoń

Kopiowanie i rozpowszechnianie niniejszego kazania jest dozwolone bez ograniczeń.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Czytelnia, Kazania, Mirosław Kulec. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.