Pierwszy mój kontakt z Bożym Słowem miał miejsce po przeprowadzce z Opolszczyzny na Śląsk. Mama rozwiodła się z ojcem jak byłem dzieckiem, a gdy miałem około 15 lat poznała mężczyznę, za którego wyszła, wkrótce również urodziła się moja siostra. Z tym była związana nasza przeprowadzka. Dla mnie była to rewolucja, z terenów peryferyjnych trafiliśmy jak na moje standardy do dużego miasta, którego nie potrafiłem zrozumieć. Ten okres był dla bardzo trudny, w jednym momencie zwaliło się na mnie wiele problemów, z którymi nie potrafiłem sobie poradzić. Trafiłem do dużej szkoły, w której nie miałem żadnych znajomych. Będąc spokojnym, prostodusznym dzieckiem ciężko było mi zaakceptować rozpieszczone i wulgarne, pewne siebie dzieci, które wymagały akceptacji ich standardów aby uczestniczyć w ich kręgach. Nie byłem religijnym dzieckiem i moje decyzje nie były podyktowane Bożą bojaźnią, lecz przestrzeganiem własnych zasad. Miałem za to wiele innych grzechów na sumieniu. Niemniej jednak byłem bezkompromisowy wobec rówieśników, np. mój brak zainteresowania piłką nożną przyniósł mi wiele szyderstw, złośliwości, dowcipów i innych. Jeden chłopak szczególnie się na mnie uwziął bijąc mnie w szatni przed zajęciami wychowania fizycznego przy uciesze reszty. Te wszystkie sytuacje powodowały, że zamykałem się w sobie. Nie radziłem sobie również w domu. Ojczym nie okazał się łagodną osobą, raz doszło do sytuacji, gdy mama będąc w zaawansowanej ciąży w wyniku ostrej kłótni, otworzyła okno i wyskoczyła z parteru na zewnątrz bloku. Pamiętam to dokładnie, to była zima i dosyć późna pora, biegłem za nią po śniegu próbując ratować sytuację. Te i inne wydarzenia powodowały, że każdy dzień był dla mnie męczarnią, nie miałem żadnego celu i popadałem w depresje.
Pewnego dnia w szkole trafiło się nam zastępstwo, które przypadło z naszą nauczycielką matematyki. Klasa na pytanie, czy chcemy powtórzyć matematykę bardzo lamentowała, więc propozycja upadła. Nie potrafię dziś tego wyjaśnić, mogę tylko dziękować Bogu, gdy nauczycielka wyjęła z szuflady Słowo Boże i zaczęła opowiadać o postaciach biblijnych, idąc w chronologii, aż głosząc nam Chrystusa. Okoliczności tego były niesamowite. Byłem w kompletnym szoku, pierwszy raz w życiu spotkałem się z czymś takim. Nie potrafiłem zrozumieć jak to możliwe, że nauczyciel matematyki może mieć taką wiedzę o Biblii i Bogu i z taką odwagą głosić Jego Słowo. Był to pierwszy dzień, w którym usłyszałem prostą prawdę ewangelii, że jesteśmy grzesznikami i Jezus za nas umarł.
Wydarzenie to było dla mnie momentem przełomowym. Bóg miał mnie w Swojej opiece, zacząłem się zastanawiać nad moim życiem i najważniejsze zacząłem przestawać użalać się nad sobą. Nie rozumiałem praktycznie nic ale szukając ratunku dla siebie zacząłem uczestniczyć w mszach katolickich. Byłem w tym bardzo gorliwy, chodziłem na nabożeństwa kilka razy w tygodniu. W zasadzie trudno powiedzieć, bym w nich uczestniczył, siadałem gdzieś z tyłu bocznej sali, klękałem w ławce i modliłem się do Boga. Obserwowałem ludzi, którzy tam przychodzili ale nie miałem z nimi żadnego kontaktu i nie widziałem, by szukali Boga tak jak ja. Z czasem rodziły się w mojej głowie pytania i pokonując nieśmiałość zagadywałem moją nauczycielkę w czasie przerw. W trakcie jednej z rozmów wypłynęło, że w przyszłości chciałbym zostać psychologiem. Byłem osobą bardzo indywidualną, egoistyczną, skupioną na sobie i mocno zorientowaną na kwestie humanistyczne, nie widziałem oczywiście w tym nic złego i nie nazwałbym wówczas tych rzeczy w taki sposób. Nauczycielka zaproponowała mi film o psychologii nagrany w formie wykładu będący jedną z części serii poświęconej zwiedzeniu w chrześcijaństwie. Okazało się, że Chrystus jest tam wielbiony i to tak, jak nigdy nie widziałem. Nie obejrzałem nawet do końca części poświęconej psychologii, tak to do mnie trafiło, że zacząłem oglądać od początku serii i powtarzałem to wielokrotnie. Była tam głoszona ewangelia z odwagą i w uniżeniu przed Panem. Bóg poruszał moje serce, postanowiłem kupić pierwszą Biblię i zacząłem ją czytać. Zacząłem poznawać tego wspaniałego Boga, o którym świadczył ten człowiek. Czas płynął, powoli kończyłem gimnazjum a wraz z przejściem do liceum przestałem mieć zajęcia z nauczycielką matematyki. Nasz kontakt się urwał. Trwałem jednak konsekwentnie w poznawaniu Słowa Bożego, czytając Nowy Testament zobaczyłem, co zrobił dla nas Chrystus. Uwierzyłem, że nie muszę chodzić na msze, że w ten sposób nic nie osiągnę. Przyjąłem to, że to Jezus za mnie umarł i w Nim jest mój ratunek. Nawróciłem się do Boga. Uwolniłem się od moich uczynków i oddałem Bogu chwałę.
Radość z poznania Boga była ogromna. Nabrałem wiele energii i przestały mi ciążyć problemy, choć niekoniecznie znikały. Patrzyłem jednak już na te sprawy inaczej. Chciałem dzielić się tym, czego doświadczyłem z innymi. Trwając w Słowie odkrywałem kolejne rzeczy, które powodowały moje zdumienie jaki jest Bóg, równocześnie trwał długi okres, gdy nie miałem kontaktu z żadnymi wierzącymi osobami. Ciążyło mi to i rozglądałem się w internecie po różnych miejscach. Bóg mnie jednak prowadził inaczej i ostatecznie do żadnego z tych miejsc nie trafiłem. Tak się jednak stało, że mając potrzebę przyjęcia chrztu, która zrodziła się we mnie już znacznie wcześniej, postanowiłem odwiedzić moją byłą nauczycielkę. Wiedziałem, że jej syn, a mój rówieśnik przyjął chrzest i chciałem zapytać się, gdzie by to można było zrobić. To był początek podjęcia przeze mnie studiów. Rozmowa trwała krótko, bardzo się ucieszyła słysząc to wszystko. Była równie zaskoczona jak ja gdy dowiedziałem się od niej, że uczestniczy w studium biblijnym wraz z innymi. Postanowiłem się do nich dołączyć i tak trwam w tej społeczności do dziś. Dziękuję Bogu za to jak się o mnie zatroszczył. Pozostaje mi jedynie trwać i czekać przyjścia Pana.