Boża resztka

autor: Mirosław Kulec

Kiedy słuchałem pieśni, którą śpiewaliśmy, pomyślałem najpierw, że trzeba mieć wiele odwagi, żeby zaśpiewać: „Ja jestem gliną, Bóg jest garncarzem, a teraz mnie krusz i kształtuj”. Pomyślałem, że trzeba wiele odwagi, żeby to głośno powiedzieć, a zaraz potem pomyślałem, że może jednak nie; chyba trzeba wiele miłości, trzeba kogoś bardzo kochać, żeby kogoś prosić, by w taki sposób rozłożył nasze życie i złożył tak, jak się jemu podoba. Często, kiedy u nas w zborze grupa śpiewa takie pieśni, to przypominam im, aby byli świadomi tego, o co naprawdę proszą, bo kiedy przyjdzie dzień kształtowania, formowania, utwardzania tego wszystkiego, będą potrzebowali pamiętać, że właśnie o to się modlili.

Chciałem dzisiaj stanąć przed wami w postawie ludzkiej słabości. My ludzie jesteśmy słabi. Coraz mniej możemy i widzę, że w Kościele – Oblubienicy Chrystusa – pojawia się coraz bardziej myślenie, że czasy są takie, iż trzeba będzie coraz więcej płacić za nasze chrześcijaństwo.

Ktoś kiedyś dawno temu zwiódł ludzi mówiąc, że gdy przyjdzie czas znamienia bestii, to ktoś ich ustawi w kolejce i będzie chciał, aby dali swoje czoło albo rękę, ale to nie jest nauka Słowa Bożego. Chcę wam powiedzieć, że to jest coś dużo głębszego. Żyjemy w czasach, kiedy to, czym się żywimy, co się staje piętnem na naszym życiu, co kształtuje nasze życie sprawi, że potem tylko właściciel postawi na nas swój znak. Nikt nie znakuje tego, co tak naprawdę do niego nie należy. Wiem, że żyjemy w czasach Bożej resztki.

Ostatnio umieściliśmy na naszej stronie internetowej kazanie o znamieniu bestii i już słyszałem jak ludzie mówią, że wielu z nich płakało i zobaczyło tam siebie. Zawsze myśleli, że to będzie coś z elektroniką, nigdy nie przypuszczali, że to będzie coś z ich egoizmem, coś związane z ich „ja”.

Ale dziś nie o tym chcę mówić. Chciałem dzisiaj podzielić się z wami słowem o Bożej resztce, którym w jakiś szczególny sposób ostatnio dzielę się w różnych zborach. To coś, co jakby Bóg dawał do naszego zboru, ale wierzę też, że daje dla różnych zborów w Polsce, aby Kościół stawał się prawdziwie Bożą resztką. Kiedy mam na myśli Bożą resztkę (kiedy Biblia mówi o takich ludziach) to nie mam na myśli naszej denominacji, jakakolwiek by była, nie mam na myśli naszego zboru ani siebie. Resztka w ogóle nie jest zbiorem żadnych przekonań. Resztka jest stylem życia przed Bożym obliczem. O tym uczy nas Słowo Boże. Resztka to nie znaczy siebie tak nazywać, ale to znaczy przez Boga tak być nazwanym, to znaczy, że Bóg tak ciebie nazywa. Widziałem już wielu ludzi, różnych „wybrańców”, jakieś szczególne „jedynozbawcze towarzystwa”, które nazywały siebie „resztką Bożą” i rzeczywiście wystarczyło tylko zapisać się i można było nią być. Bóg nie ma nic wspólnego z głupotą, dlatego, że głupota mówi, że Boga nie ma. Brakowało temu pasji dla Chrystusa i rezygnacji udziału swojego „ja”.

Mając takie pragnienie pogłębiania mojego duchowego życia, nie chcę szukać czegoś u ludzi, którzy mają to, co mi przeszkadza podobać się Bogu i jeszcze tego nie widzą, ale chcę szukać u Chrystusa i w Kościele tego, co pomaga mi podobać się Jezusowi. Boża resztka ma jeden cel – nie mieć nic prócz tej chwały, która się należy Panu. Taka jest natura Bożej resztki i to jest decyzja z głębi serca, żeby cała chwała tego, co czynisz należała się Bogu. Żyjemy w czasach, jak sami wiecie, nienormalnych i myślę, że być może wielu z nas zapłaci swoim życiem za to, w co wierzy. Ostatnio Bóg w szczególny sposób pokazuje naszemu zborowi, że zbór to nie jest jakaś konferencja, na której można powiedzieć cokolwiek się chce; zbór to nie jest żadna szkoła; zbór to nie jest żadne zebranie, na którym coś możemy załatwić, ale coraz mocniej Pan nam pokazuje, że zbór jest domem, jest gałązką, na której ja i bracia modlimy się, gdy ja, bracia i siostry szukamy czystości, świętości naszego życia dniem i nocą. Na tej samej gałęzi są nasze dzieci, nasze słabości, nasze moce, jest to, co w sobie mamy i uważamy, że jest dobre, to, co uważamy w nas za złe – to wszystko jest w Kościele. Kościół jest domem, który musi być ochroną, napomnieniem, ostrzeżeniem, światłem, abyśmy byli prawi przed Bogiem.

Dużo powiedziano o Lutrze. Sam kiedyś zastanawiałem się nad tym, ponieważ często słyszałem, że robił to czy tamto, że był taki czy owaki i ludzie mówili, że Luter nie był takim znowu świętym człowiekiem jakby nam się wydawało. Ale myślę, że widzimy wady Lutra dlatego, że zobaczyliśmy je w świetle Słowa Bożego. Gdyby nie zaświecił lampki Słowa Bożego, nikt by dziś nie pamiętał o jego wadach, a być może nie mielibyśmy i Słowa Bożego w ręce i pewnie świat by nie istniał. Można zobaczyć wiele wad, kiedy świeci Słowo Boże. Słowo Boże mówi: „Ja Pan, a takie jest moje Imię, nie oddam mojej czci nikomu ani mojej chwały bałwanom” – jak pisze Izajasz (Iz.42:8).

Ludzki wysiłek nic nie pomoże, ludzie mogą sobie różne rzeczy wybierać, ale wiem, że gdy przyjdzie koniec, to tak naprawdę Bóg będzie dokonywał wyboru i będzie decydował, kto z tego zgromadzenia tutaj będzie miał udział w pochwyceniu i zwycięstwie.

Chcę wam dzisiaj powiedzieć bardzo ważne słowo dla Kościoła. Będę używał przykładu Gedeona. Pewnie słyszeliście sto kazań na ten temat – pozwólcie mi wygłosić sto pierwsze. Wierzysz, że Bóg coś ma dla Kościoła. Czy my w tłumie potrafimy odróżnić na przykład protestantów od katolików? Ale Bóg pośród nas odróżnia swój lud. W każdym Kościele jest Boża resztka, jest Boża garstka, są ludzie naznaczeni przez Pana, wybrani przez Pana, Boży marzyciele, tacy Boży ludzie, którzy naprawdę uwierzyli.

Zanim cokolwiek powiem, otwórzcie wasze Biblie na siódmym rozdziale Księgi Sędziów – jest tam znana historia o Gedeonie. Czytamy wersety od pierwszego do dziewiątego.

„Jerubbaal, to jest Gedeon wraz z całym swoim zastępem wstał wcześnie rano i rozłożyli się obozem u źródła Charod, zaś obóz Midiańczyków miał na północ od wzgórza More, w dolinie. I rzekł Pan do Gedeona: Za liczny jest przy tobie zastęp, abym wydał Midiańczyków w ich ręce, bo Izrael wynosiłby się ponad mnie, powiadając: Sami się wybawiliśmy. Każ więc ogłosić ludowi tak, aby usłyszał: Kto bojaźliwy i lękliwy, niech zawróci. I dokonał Gedeon przeglądu, wskutek czego zawróciło z zastępu dwadzieścia dwa tysiące, a pozostało dziesięć tysięcy. I rzekł Pan do Gedeona: Jeszcze zastęp jest za liczny. Sprowadź ich w dół nad wodę, a zamiast ciebie Ja ich tam wypróbuję; o którym ci powiem: Ten pójdzie z tobą, pójdzie z tobą, żaden zaś z tych, o którym ci powiem: Ten nie pójdzie z tobą, nie pójdzie. Sprowadził więc zastęp nad wodę. Wtedy rzekł Pan do Gedeona; każdego, który chłeptać będzie wodę językiem jak pies chłepce, odstaw osobno; tak samo każdego, który klęknie na kolana, aby pić. A liczba tych, którzy chłeptali wodę z ręki przy ustach, wyniosła trzystu mężów, cała zaś reszta zastępu klękała na kolana, aby się napić wody. I rzekł Pan do Gedeona: Przez tych trzystu mężów, którzy chłeptali wodę, wybawię was i wydam Midiańczyków w twoje ręce; cała zaś reszta ludu niech idzie, każdy do swojej miejscowości. Zabrali tedy z sobą żywność dla zastępu i swoje trąby, resztę zaś mężów izraelskich odesłał do domów, lecz owych trzystu mężów zatrzymał; a obóz Midiańczyków miał poniżej od siebie, w dolinie. Tejże nocy rzekł Pan do niego: Wstań, wtargnij do obozu, gdyż wydałem go w ręce twoje” (Sędz. 7:1-9).

Chcę z tego słowa pokazać wam dzisiaj coś, co Bóg ma dla Kościoła w dniach, w których żyjemy. Czy po pierwsze wierzę, że Bóg się nie zmienił, że Jezus jest wczoraj i dziś ten sam i na wieki? Czy to jest tylko pisana doktryna, czy jest prawdziwie wiarą naszego serca? Ja wierzę w to i wierzę, że to jest fundamentem całego głoszenia o tym, co Bóg może dokonać w moim życiu. Bóg nie potrzebuje wielu ludzi, żeby świat zobaczył Jego chwałę, ale Bóg potrzebuje ludzi wiernych, żeby przez nich było ją widać. Każde zwycięstwo naszego życia ma przynieść Mu chwałę. Ja wiem, że dzisiaj termin „zwycięstwo życia” brzmi prawie jak „ewangelia sukcesu”. Dzisiaj wielu ludzi jest już tak przybitych bezrobociem, korupcją i ciężarem, że wierzę, iż przychodzi czas na ten przeklęty naród, w którym nam przyszło żyć, nie dlatego, że ja tak mówię, ale dlatego, że przeklął się grzechem i tym, czym się zajmował. Mogę to udowodnić z Biblią w ręce, ale nie czas teraz i pora na to. Bóg nie potrzebuje wielu ludzi, ponieważ On sam wystarczy. To wspaniała wiadomość. Amen!

Bóg wystarczy i nic więcej nie trzeba. Bóg potrzebuje wierności albo inaczej – jakości, a właściwie to my jej potrzebujemy, dlatego, że do niej przyznaje się Bóg. Modlimy się, chcemy wieść zdrowe, biblijne chrześcijaństwo. Kiedyś stary kaznodzieja Słowa Bożego, wielki nauczyciel dla mojego życia powiedział: „Chrześcijaństwo nie jest Mirku trudne, chrześcijaństwo jest niemożliwe”. Te wielkie rzeczy Bóg kładzie przez Ducha Świętego w nasze serce, wielkie sprawy, a my niedoskonali, prości ludzie przychodzimy tego słuchać, zaczynamy stawiać pierwsze kroki wiary i zaczynamy wierzyć, że jest coś wielkiego dla nas.

Chcę wam dziś pokazać wspaniałą rzecz, którą przygotował Pan dla Kościoła, coś, co będzie dla was wielkim zbudowaniem, a może niektórym da wiele do myślenia. Ostatnio, kiedy głosiłem na Uniwersytecie Śląskim, jeden student podszedł do mojego kolegi i powiedział do tego wierzącego brata: „Ten facet nas straszy”. O, jaka szkoda, że on tego do mnie nie powiedział. Ja bym powiedział: „Alleluja, jeden zrozumiał, co chciałem powiedzieć”. To początek i może choć troszkę Bóg nazwie was mądrymi. Bez bojaźni Bożej Bóg niczego nie nazywa mądrością, nawet nie ma początku mądrości. Nie wiem, na ile jest straszeniem ostrzeganie ludzi.

Czasem mam wrażenie, że dzisiaj ludzie myślą, że dają Bogu przywilej oddając Mu swoje życie. Ludziom może się dziś wydawać, że czas łaski polega na tym, że to my robimy Bogu łaskę, ale czas łaski polega na tym, że to Bóg jest litościwy. Czas łaski nie polega na tym, że zmieniły się zasady, ale, że pojawiła się pośród nich łaska. Łaska nie polega na tym, że ktoś przestał być prawy i przestał przestrzegać prawa, ale polega na tym, że ktoś oferuje temu, który złamał prawo, aby mógł go jeszcze raz przestrzegać, a tamto zostaje wybaczone.

Wiemy, że tych trzystu ludzi, których miał Gedeon wystarczyło, chociaż nie czytamy, że to byli jacyś komandosi uzbrojeni w wyjątkowo dobrą broń, wyszkoleni w jakichś obozach nie wiadomo gdzie ukrytych. Najlepsi ludzie to byli tacy, w których Bóg coś zobaczył, tak samo jak Bóg coś w tobie zobaczył. Wszystko, co mieli to Słowo Boże i Boże prowadzenie, mieli trąbkę, mieli garnek i mieli światło pochodni. W oczach świata mieli niewiele. Na takie wojsko świat się śmieje. Wszystko, co mieli to to, co ja mam i to, co ty masz – to niezrozumiałe, niepojęte Boże wybranie.

Ja do dziś nie wiem, dlaczego się nawróciłem. Przecież mój sąsiad był dużo lepszy niż ja, ale jeżeli to nie jest warunek, to drugi mój sąsiad był dużo gorszy niż ja. Żaden się nie nawrócił, a Bóg mnie wybrał. I tak jest z tobą. Zobaczcie – nawróciliśmy się i Bóg nas wybrał, a wcale nie wiemy, dlaczego. Dzięki Jezusowi za Jego łaskę. Ja Mu dziękuję za Jego łaskę. Rzeczywiście, jak tu dziś ktoś już cytował – puste ręce mogę przynieść przed Jego tron, nie mam nic, z czego mógłbym być dumny.

Z tym Bóg posłał ich teraz w świat, aby przynieśli Bogu chwałę. Chcę wam coś pokazać w tych trzystu ludziach. Kiedy patrzę jak Bóg mnie wybrał, to też nie wiem dlaczego i oni nie wiedzieli dlaczego. Nie ma powodu, dla którego moglibyśmy powiedzieć: „Wiem, dlaczego Bóg mnie wybrał”. Jeżeli staniesz przed Bogiem i powiesz: „Wiem, że Bóg mnie wybrał, bo mam talent (na przykład świetnie gram) to jak cię Bóg kocha, to jutro ręki nie będziesz miał. Jeśli powiesz: „Bóg mnie wybrał, bo jestem dobrym kierowcą” to jak cię Bóg kocha, to jutro samochód ci ukradną, żebyś zobaczył, że bez Niego nic uczynić nie możecie. Jest wielkim nieporozumieniem, jeżeli wydaje się nam, że Bóg kogoś wybiera z powodu jego talentów. „Moje Królestwo nie jest z tego świata” (Jan 8:36) i waluta też nie jest z tego świata. Bóg zamienia walutę. Jeśli masz jakiś talent, to na chwałę Bogu, bo On nie podzieli się z nikim swoją chwałą i masz ten talent, aby używać go dla Niego, dany bez powodu w czasach łaski, gdy Pan zobaczył twe życie. Chwała Jezusowi!

I tutaj ta historia opowiada nam jak wróg nadciąga przeciwko Kościołowi, przeciwko Bożym ludziom. Coraz więcej zborów to widzi, że idą mroczne czasy, ale Kościół będzie czegoś doświadczał od Pana. Coraz więcej zborów dziś będzie się modlić, tak jak w czasach Gedeona, gdy lud Boży był ograbiany, rabowany, chowali się po jaskiniach. Ukrywali w jaskiniach to, co udało im się zebrać a wróg łupił, palił, grabił i wydawało się, że nic nigdy już tego nie zmieni. I tak samo jest dzisiaj. Wydaje się jakby bezduszności miało nic nie pohamować. Tamtego dnia bezbożność musiała się zatrzymać. Wiecie dlaczego? Bo pewnego dnia Boża realność stanęła na drodze bezbożności. Spotkało się dwóch wielkich wrogów – Boża realność i bezbożność. Boża realność stanęła jej na drodze i Bóg powiedział: „Tak dalej nie będzie”. Urodziła się w sercach ludzi, którzy nie bali się wierzyć nawet wtedy, kiedy już wszyscy nie wierzyli.

Był czas, gdy wiele zborów mówiło dużo o przebudzeniu. Dzisiaj przycichło, ale widzę, że dzisiaj Kościół modlitwy zaczyna dopiero o nim mówić. Ten prawdziwy Kościół, Kościół-Oblubienica, która lśni, nie nierządnica, która chce się każdemu podobać, ale Oblubienica, która tylko Jemu chce się podobać, zaczyna dzisiaj marzyć. Widzę to w oczach, widzę to w sercach wielu wierzących. Wiem, że przyjdzie przebudzenie, przyjdzie takie przebudzenie, że z wielu naszych kościołów, z wielu zborów i między innymi z waszego niektórych wyniosą na noszach i położą martwych przed drzwiami, dlatego, że wasze życie i życie wielu wierzących dzisiaj nie jest prowadzone z Bogiem. My pamiętamy o przebudzeniu tylko w taki sposób, żeby Duch Święty powiał, żeby się wszyscy cieszyli i ludzie się nawracali; ale chcę też powiedzieć – Bóg jest święty. Amen? Bóg jest święty i może nawet wielu ważnych prezbiterów, ważnych pastorów wyniosą na noszach i będą układać, bo taka będzie obecność Boża, a Bóg wskaże ich czas modlitwy, czystość ich serca, ich dziesięciny i wszystko inne.

Każdy, kto służy Bogu i czyta Biblię widzi, że trwa wojna i koniec jest bliski, ale myślę, że największa bitwa jest przed nami. Można się pogodzić, że wszystko jest takie, jakie jest, a wiemy, że nie jest dobrze i nie dzieje się dobrze. Nigdy nie widziałem więcej rozpadu, więcej rezygnacji w tym kraju, jak teraz. I myślałem, że może za krótko żyję, ale kiedy rozmawiam ze starszymi zborownikami, z takimi, którzy przeżyli nawet prześladowania na Podolu, na Wołyniu i przeżyli dni, kiedy banderowcy palili wsie, jedną rzecz przyznają: „My wtedy pasję mieliśmy, szliśmy z krowami z pola i śpiewaliśmy Bogu pieśni, a dzisiaj wielu wierzących już w nic nie wierzy, tylko filozofują”. Wydaje nam się, że Boga można obliczyć, ale każdy, kto widzi, co się duchowo dzieje, widzi, że zbliża się dziwny czas. Można się pogodzić, że żyjąc takim letnim i byle jakim życiem będziemy doświadczać kolejnych diabelskich najazdów i tak jak Izrael w tamtych dniach będziemy musieli znaleźć sobie jaskinię, do której będziemy uciekać. Ale w ten sposób będziemy ciągle patrzeć, jak coś nam ciągle przepada. Będziemy patrzeć, jak co rusz będą nam przepadać nasze dzieci z Kościoła lub będziemy widzieć, jak przepadł trud naszego życia, to znów przepadnie coś innego, co było dla nas cenne. Wróg będzie nas najeżdżał, a my będziemy się kryć po jaskiniach, aż Boża realność stanie na drodze.

Powiedziałem, że chcę dziś mówić o Bożej resztce. Wybaczcie moje przydługawe wstępy, ale chcę coś powiedzieć – resztka pojawia się wtedy, kiedy jest blisko końca. Kiedy jest już blisko końca, kiedy już prawie nic nie zostaje, to to, co ma pozostać, to jest resztka. Resztka nie kojarzy się dobrze, jeśli myślimy o jedzeniu czy o pieniądzach, ale jeśli mówimy o Kościele, to Bóg powiedział, że tak właśnie będzie. Wydaje się, że jakoś po ludzku sprawy zostały uporządkowane, budują drogi, będzie Unia, jakoś może przeżyjemy, a to, że Kościół jest jakiś słaby – no to trudno. Ale w zborze Gedeona to nie wystarczało. Widzieli, że Kościół jest najeżdżany i nagle rozpoczęły się dziać dziwne rzeczy, nagle za Gedeonem stanęły 32 tysiące ludzi wierzących w to, że tak dalej być nie może, że coś da się zrobić, że więcej nie będziemy tak żyć. Wyglądało to może jak przebudzenie. Naród zmęczony najazdami otrzymuje przywództwo i zaczyna się nowe poruszenie, zaczynają wierzyć, że mogą. Bóg objawia się Gedeonowi i nazywa go mężem walecznym. Gedeon mówi Panu: „Panie, gdzie jest realność Słowa Bożego? Gdzie jest realność wszystkich tych świadectw o Mojżeszu?” itd. To musiał mieć na myśli. Panie, gdzie jest realność twojego działania? To jest to, za czym tęsknię, z niczym innym nie pójdę na wroga. Izraelici doszli do tego, do czego Kościół musi dzisiaj dojść, że z tym, co mają do powiedzenia nie można się zmierzyć z wrogiem.

Dzisiaj wielu ludzi wierzy, że Bóg posłał Kościół w świat z jakąś apologetyką. Bóg posłał ich w świat, ale wtedy powiedział do nich: „Zostańcie w Jeruzalem aż zstąpi na was Duch Święty, a wtedy pójdziecie, ale dopóki to się nie stanie, nigdzie nie chodźcie”. Dzisiaj Kościół ciągle wierzy, że tym, co ma do powiedzenia może coś zrobić. Oni też musieli zobaczyć, że już nic nie mają do powiedzenia. Bóg pokazał wtedy Gedeonowi, że posłał go nie tylko po to, aby o tym myślał i marzył, lecz aby tym zaczął żyć, aby znowu zaczął marzyć. Staję tutaj przed wami i chcę powiedzieć, że ośmielamy się w Chełmie marzyć, że wiele zborów ośmiela się w Polsce znowu marzyć, a jak wiecie, dość często jestem w różnych zborach.

Coraz więcej wierzących mówi „nie”, już nie próbują metod z Brazylii albo z Argentyny, albo jakiejś nowej. Już nie próbują metod. Teraz Kościół zaczyna widzieć, że żadna nowa metoda, żadne kościoły komórkowe, żadna metoda „dwa do jednego” czy inna nie pomaga. Jak Ojciec nie pociągnie, to nikt nie pociągnie, jak Duch Święty nie przekona, to nikt nie przekona. Nie ma matematyki na to. I tęsknią ludzie za Panem tak, jak Gedeon tęsknił, a kiedy Pan się objawia płaczą i pytają o Bożą realność. Gedeon chciał powiedzieć Panu, że się nie nadaje. Nie wiedział, że to jest właśnie wszystko, co Bóg chciał usłyszeć. To jest tak, jakbym przeczytał, że szukają chirurga do szpitala i zaniósłbym im papiery i powiedział, że jestem hydraulikiem, ale jakoś się przyuczę. Oni by powiedzieli: „Człowieku, nie masz żadnych szans, ty się nie nauczysz, to jest coś zupełnie innego”. I kiedy Bóg szuka sobie męża Bożego, to my możemy składać największe, najlepsze teologiczne oświadczenia, jakieś sposoby, ale Bóg powie: „Ja o czymś zupełnie innym mówię. Mówię o tym, żeby moje życie zaczęło być widoczne, a nie mówię o tym, że potrafisz tak ludzi przegadać, że nie potrafią wersetu znaleźć, żeby ci dać odpór. Ja mówię o moim życiu, które będzie widoczne w twoim życiu”.

Gedeon chciał powiedzieć Panu, że się nie nadaje i nie wiedział, że to jest wszystko, co Bóg chciał usłyszeć. Pierwszym przykazaniem misjonarzy jest: „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (Jan 15:5). I co Bóg mówi do Gedeona? Mamy tu niezwykłą opinię o teraźniejszości i o przyszłości. Teraźniejszość brzmi – jest ich za dużo. Jest was za dużo i z tego, co wiem, to raczej nie jest zmartwienie dzisiejszych pastorów. Jest was za dużo – a potem Bóg objawia przyszłość: wyniosą się ponad mnie, Boga, a Bóg wiedział, czym się coś takiego skończy. Za dużo was jest – będziecie myśleć, że to wy. Nie chcę dziś w tym kazaniu powiedzieć, że Bogu nie podobają się duże zbory. Bogu nie podoba się, kiedy wierzymy w naszą wielkość. Dopóki nie zaczniemy widzieć naszej małości i Jego wielkości, naszego nic i Jego świętości.

Co jest tajemnicą resztki teraz? Pozwólcie mi wejść w głębię Słowa Bożego. Zanurzmy się w Słowo Boże. Co jest tajemnicą resztki, bracia i siostry? Pewnego dnia, kilkaset lat później po Gedeonie, Syn Boży Jezus Chrystus zebrał podobną armię, zebrał potężną grupę ludzi i powiedział im słowa podobne do tych, które mówił Gedeon, kiedy stanął przed 32-tysięczną armią i mówił im o ciężarze walki. Zebrał armię i usłyszeli: „Kto chce pójść za mną niech się zaprze samego siebie i bierze swój krzyż”(Łuk.9:23; Mat.16:24; Mar.8:34). W dzisiejszym Kościele krzyż nie jest modny. Dzisiaj jest modne „tralalala”, żeby było wesoło i żeby budować poczucie naszej wartości. A jak już zbudujemy poczucie naszej wartości i patrzymy na siebie wilkiem, bo je ciągle ktoś poniża, to zaczynamy budować poczucie wartości w naszych dzieciach. Powiem wam tyle – za nic innego mój syn nie dostał tyle lania, co za poczucie jego wartości i za nic bardziej go nie kocham niż za tę kochaną miłość i bezradność, kiedy mu mogę pomagać i kiedy uczy się robić tak, jak Słowo Boże uczy, żeby człowiek coś wykonywał.

„Kto chce pójść za mną” – usłyszeli. I wielu ludziom to się nie podobało. Powiem więcej – pewnego dnia wielka armia zebrana przez Pana Jezusa, ludzi, którym się wydawało, że za Nim idą, usłyszała słowa, które Kościół musi dzisiaj usłyszeć: „Kto nie pije mojej krwi i nie je mojego ciała, nie jest mnie godzien. Wy nie macie części ze mną, wy nie rozróżniacie mojego ciała od reszty świata”. Wielu zawróciło. Może nawet pluli za siebie i mówili: „Wariat”. Pukali się może w czoła i mówili: „Chodźmy, zostawmy go!”, a On jeszcze głębiej wchodził i mówi: „Kto utraci swoje życie za mnie, ten je naprawdę dopiero zyska, ten, kto życie dla mnie straci”.

Od Gedeona armia usłyszała, że walka będzie trudna i może przyjść strach, może być trudno; jak ktoś się boi, niech wraca do domu. Jezus te słowa uświęcił. Jezus te słowa przemienił dla naszych czasów: „Kto nie pije mojej krwi i nie je mojego ciała, nie jest mnie godzien”. Bóg widział, że wróg już wiele im zniszczył bez walki, a teraz muszą stanąć przeciwko niemu (diabeł nigdy nie oddawał nic za darmo). Bóg chciał w tych trzystu położyć swoje światło. Oni Mu wystarczali, ale trzeba było ich pokazać światu. Chciał tych, którzy nawet pijąc wodę nie odrywali oczu od celu, od miejsca walki. Na brzeg tamtego dnia wyszło 10 tysięcy ludzi. 10 tysięcy ludzi pochyliło się, żeby pić wodę. Ja nie przypadkiem porównałem słowa Jezusa o krwi i ciele, choć tutaj dotyczy to troszkę czegoś innego, bo dotyczy Ciała Pańskiego. To dotyczy takiej samej odwagi, takiej samej determinacji, takiego samego przekonania całym swoim życiem, że chcę iść dalej.

Na brzeg wyszło 10 tysięcy mężczyzn. Kiedy Gedeon ich rozdzielił i wybrał, to byli pewni siebie. No wiecie, te 32 tysiące to była taka kupa, to był już taki Kościół, no ale my, te 10 tysięcy to my już naprawdę jesteśmy lud Boży, my jesteśmy tymi wybranymi. Bóg chce wam pokazać dzisiaj coś ważnego na temat pochwycenia i na temat Oblubienicy. Kiedy ludzką mądrością Kościół został przesiany, kiedy lud Boży został podzielony, Bóg mówi do Gedeona: „Chodź nad rzekę, a teraz Ja ci pokażę, co Ja myślę, kiedy mówię „Kościół”; teraz ja ci pokażę, jak widzę lud Boży; teraz ja ci pokażę, co widzę”. Do nas, nowotestamentowych chrześcijan Bóg mówi: „Spójrzcie na 10 tysięcy stojące na plaży, chodźcie, pokażę wam, co widzę, gdy mówię „Oblubienica”, pokażę wam, ilu was widzę, gdy mówię „Kościół”, pokażę wam, co widzę”. Chciał tych, co nawet pijąc nie odrywali oczu od celu, od miejsca walki. 10 tysięcy ludzi wyszło na brzeg. Gdyby wtedy wróg zaatakował, większość z nich straciłaby życie i głowę nie wiedząc nawet za co i kiedy, ale pośród nich byli stróże, byli wędrowcy, byli pielgrzymi. Tych trzystu miało Bogu wystarczyć. Z wojskowego punktu widzenia tych trzystu w tamtych czasach, kiedy armia stawała przeciwko armii, to jest prawdziwa katastrofa. Najpierw stała 32-tysięczna armia, która i tak nie była wystarczająca, potem już tylko 10 tysięcy (w porządku, no z 10 tysiącami i z Bożym błogosławieństwem damy sobie radę), ale teraz – trzystu – to już katastrofa.

Ludzie wiele lat dochodzą do tego, co Bóg prostymi słowami nam przekazuje. Popatrzcie na przykład na sprawę krwi – medycyna całkiem niedawno, bo w XX wieku odkryła, że życie każdego ciała jest we krwi, a Bóg powiedział to Mojżeszowi pięć tysięcy lat temu. Dzisiejsi specjaliści od wojny odkrywają, że lepsza jest mała, ale zawodowa armia, oddana temu, w co wierzy, niż cała jednostka bezradnych poborowych, którzy marzą tylko o tym, żeby iść już do domu. I dokładnie tak samo jest z Kościołem. Lepsza jest garstka, która wierzy, że wkrótce rozlegnie się głos trąby i przyjdzie Jezus, niż kupa ludzi, która tylko siedzi i czeka, żeby już iść do domu i żeby ktoś o coś nie poprosił. Taką kupę ludzi łatwo zwyciężyć, ale takiej garstce trudno zastąpić drogę.

Co jest w tej historii dla nas teraz, co tutaj jest dla ciebie bracie i siostro? Wiem, że ciężko pracowałeś cały dzień, niektórzy z was wcale się nie oszczędzają, pracujecie, harujecie, zarabiacie pieniądze i nie jest wam łatwo żyć. Ja nie przyszedłem tutaj, aby powiedzieć wam coś teoretycznie ładnego, to nie była intencja Słowa Bożego. Jeżeli tylko tym byłoby Słowo Boże, to chyba lepiej byłoby być na przykład pijakiem (on chociaż w coś wierzy, chociaż w butelkę wierzy) niż wierzyć w historie, które byłyby nieprawdziwe. Ale niech będzie chwała Jezusowi Chrystusowi – to słowo zmieniło moje życie. Nie ma ani jednego człowieka, który mnie znał i zna, który by powiedział, że to słowo nie zmieniło mojego życia. Nie ma ani jednego człowieka, który zna ciebie, który by ci nie powiedział czy widzi w tobie, że to słowo działa. Tak jest bracia i siostry, to się nazywa świadectwo.

Co jest więc dla nas w tej historii?

Ta historia mówi o odrzuceniu naszej letniości, o odrzuceniu odstępstwa w kochaniu naszego Boga. Bóg patrzy na to, co robisz; Bóg patrzy na twój wybór; Bóg patrzy na to, kim jesteś. To, co czynisz, to nie jest wszystko jedno.

Kiedyś z trwogą zobaczyłem zdjęcie jednego z ważnych polityków, pewnego prezydenta, jak szedł z Biblią do swojego kościoła i było napisane pod zdjęciem, że jest to bardzo praktykujący prezydent, tylko że okazało się, że w jego gabinecie byle kto mu może spodnie ściągać. Okazało się, że kościół, do którego on chodzi, bo owszem chodzi on do kościoła co niedziela, jest kościołem, w którym pastor jest marksistą i jedno z głównych przesłań głoszonych w oparciu jakoby o Biblię w tym kościele brzmi, że człowiek może czynić co chce, bo Bóg jest miłością i mu wybaczy. Zobaczyłem więc, że nawet prezydenci nie są oddzieleni od tego, co mają w swoim sercu. Jak naucza ich Kościół, tak żyją.

Dziś wielu ludzi wierzy, że wszystko jedno co robią, bo Bóg i tak jakoś tam będzie działał. Czasem ludzie mówią: „Co ja mogę?” i żyją zgodnie z tym kłamstwem. Wiele możemy. Chrystus chce, aby dzisiaj realna Boża obecność stawała na drodze bezbożności, która nas otacza, temu znieczuleniu, abyśmy się nie bali mówić, abyśmy się nie bali wskazywać na to, co złe, czasem delikatnie, czasem mocno, abyśmy byli ludźmi prawymi.

Ostatnio w zborze mieliśmy gościa z Rosji, który opowiadał o kąpieli jego dzieci. W Rosji często jeszcze muszą gotować wodę do kąpieli w wielkich garnkach. Opowiadał jak mieli taką kąpiel rodzinną, w wielkiej balii ugotowali wodę i mieli kąpać dzieci. Miał całą gromadę tych dzieci. I cała ta gromadka przyszła i popchnęli małego chłopca, który wpadł do balii. Wyrwał go szybko stamtąd, a to dziecko zaczęło tak krzyczeć i wyrywać się, że wpadło z powrotem do balii. Wynieśli w końcu dziecko, które leżało nieprzytomne, całe poparzone. Mówił dalej, że poczuł jakby całe jego życie nagle runęło. Z żoną i z resztą dzieci zebrali się, uklękli, zaczęli płakać i wołać do Boga żywego, a chłopiec ciężko dyszał. W Rosji nie ma co liczyć na żadną pomoc, szczególnie gdy się nie ma pieniędzy. Modlili się i wszystko, co mieli to nadzieję w Panu, który żyje. I coś wam powiem – wygrali tę bitwę. Kiedy rano dziecko obudziło się, nie miało ani jednego śladu oparzenia. Nawet blizny nie miało. Nic nie było, tylko jedno zostało. Na plecach zostały blizny po oparzeniu, to były jedyne rany, jakie się nie wygoiły. I on powiedział: „Te rany zostały tam, żebym nigdy nie zapomniał, że wszystko jest w rękach Boga, a nic nie jest w moich. Cała wojna jest Jego, cała walka jest Jego”.

Rosjanie bardzo budują nas, kiedy przyjeżdżają. Ostatnio w niedzielę widziałem jak Duch Święty zstępował, a ci bracia głosili. To jest dla mnie wielkie zbudowanie, że chociaż jest im trudniej niż nam, ich Bóg jest realny i prawdziwy. Pan spogląda z niebios na ludzi, aby zobaczyć czy jest ktoś rozumny (ktoś wzywa karetkę? nie!), kto by szukał Boga. My wiele rzeczy próbujemy, ale Bóg patrzy czy jest ktoś rozumny, kto szukałby Boga.

Chcę wam teraz coś powiedzieć, co Duch Święty skierował do naszego zboru, ale wierzę, że będzie też gorzką prawdą (a może radosną prawdą) dla waszego zboru. To jest słowo, o którym u nas w zborze spokojnie powiedziałem: „Tak mówi Pan”. To zgromadzenie, w którym teraz siedzicie, diabeł by już dawno rozbił, ale jest tylko jedno, co sprawia, że ciągle tu istniejecie – są pośród was tacy, którzy wiedzą jak i do kogo się modlą, którzy wiedzą, komu uwierzyli. I gdyby nie ta resztka, gdyby nie tych trzystu, nie byłoby tu Kościoła. Pewnie byłby tu fitness klub albo jakaś świątynia świadomości księżyca czy nie wiadomo co jeszcze. To się może wydać twardą mową, ale sami sobie odpowiedzmy: czy wszyscy z was są na modlitwie? Czy wszyscy z was oddali swoje serce na służbę Panu? Czy wszyscy wołają o ten zbór? Czy wszyscy swe dziesięciny wnieśli? Czy wszyscy odłożyli ze swych darów? Czy wszyscy podzielili swoje serce? Bo to jest właśnie Kościół, czy się to nam podoba, czy nie. Odpowiedź każdy zna sam. Albo masz udział w zwycięstwie zgromadzenia, albo tylko dlatego jeszcze tu siedzisz, bo inni się modlą i nie pozwolą, żeby diabeł brał bezkarnie to, co do niego nie należy.

Nie zawsze jest łatwo być chrześcijaninem. Były dni, gdy bywałem załamany, wszystko wyglądało tak, jakby diabeł wytoczył ciężkie działa. Wiecie, co znaczy ciężkie działa? Lekkie działo od ciężkiego różni się tym, że jak wróg strzela z lekkiego, to tu skubnie, tam skubnie, tu zaboli, tam zaboli, ale da się żyć, a kiedy wytacza ciężkie, to jak walnie, to całe domy znosi i czasem sens życia człowiekowi zabiera. I bywało w moim życiu, że diabeł wytaczał ciężkie działa, tak jak i w twoim pewnie bywało. Bywało, że takie doświadczenia przychodziły, że jakby nie Bóg, to by było więcej pogrzebów albo więcej ludzi w szpitalu, że jakby nie Bóg, to może by ciebie już nie było. Ale zobaczcie, gdzieś była garstka, gdzieś byli tacy, którzy nie splamili się, nie zhańbili się i dlatego mieli dostęp do żywego Boga. Gdzieś stało tych trzystu, gdzieś sobie Bóg ich wysiał. Zacząłem się modlić: „Boże, wybacz mi bezrozumne wieczory i dni”. W Liście do Efezjan Paweł pisał, że „wszystko, co się ujawnia jest światłem, dlatego powiedziano: Obudź się, który śpisz i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus” (Ef. 5:14). Wiecie, co to znaczy? Znaczy to, że tam, gdzie ciemno, zaczyna świecić światło. Jeśli dzisiaj Słowo Boże świeci światłem w twoje życie, to nie gniewaj się na mnie, nie gniewaj się na Boga, nie gniewaj się i nie szukaj sobie w Biblii obrony, nie bądź jak dzisiejsi prawnicy. Najwięksi przestępcy to są dzisiejsi prawnicy i najwięcej z nimi problemów, popatrzcie w telewizji jak mi nie wierzycie. Płatny adwokat będzie bronił mordercę, o którym wie, że ten jest winny. A Pan powiedział – strzeżcie prawa. Nie szukajmy w Biblii obrony dla siebie; szukajmy miłości naszego Boga; nie szukajmy wykrętów, szukajmy prostoty.

Kiedyś miałem taki czas, gdy modliłem się do Pana z ciężkim sercem i Bóg przemienił moją służbę tamtego dnia. Pan mi pokazał moją obłudę. Bóg mi pokazał: „Ty głosisz Boga radykalnego, świętego, Boga, który jest ogniem trawiącym, ale głosisz Go dla innych, dla siebie rezerwujesz Boga miłosiernego, pełnego łaski i przebaczenia”. A Bóg? Bóg kocha wszystkich tak samo. Nie przekręcajmy Bożych praw.

Lud Gedeona, tych trzystu wzięło światło i jeszcze raz zło okazało się złem jak zaczęli świecić; jeszcze raz Boże prawo okazało się święte jak zaczęli świecić. Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam? Jeśli Bóg był z nimi, nikt inny nie mógł stanąć, to oni byli tymi, których Bóg zobaczył pośród tłumu i wybrał. Ciągle i ciągle diabeł ma problem z takimi ludźmi, dopóki Bóg ma tych trzystu, którzy wiedzą jak się modlić. Bóg ma tych trzystu w tym zborze. Ludzie próbują przekręcać i mieszać wam, będą was bić i przyciskać, ale wy stójcie, bo warto. U nas tacy sami stoją. U Pana jest nasze zwycięstwo. Amen!

Jeden brat z Rosji służył w wojsku, w marynarce i opowiadał, jak mieli rejs statkiem wojennym, gdy rozpętał się potężny sztorm, który o mało ich nie zniszczył. Chcę wam teraz powiedzieć coś o modlitwie. Mówię o resztce, która wie jak się modlić, o małej modlitwie do wielkiego Boga. I podczas tego sztormu uszkodziło im nadajniki na masztach i trzeba było wyjść i naprawić je, ale nie było takiego, który by się odważył wyjść na maszt na statku, który ma takie przechyły i w którego fale tak uderzają. Kapitan spytał czy jest ochotnik, który wyjdzie. Wyszedł jeden człowiek i mówi: „Ja kapitanie wyjdę i naprawię to, mam tylko jedną prośbę. Chcę iść o dwunastej”. Przygotowali go i dokładnie o dwunastej zaczął się wdrapywać na maszt. Kiedy się tam wspiął, naprawił nadajniki, z trudem stamtąd zszedł, ale nie stracił życia. Na statku stał się bohaterem. Wtedy kapitan zapytał go przy ludziach: „Dlaczego nie bałeś się i naprawiłeś to, dlaczego o dwunastej?”. On mówi: „Kapitanie, kiedy wyruszałem do wojska i kiedy żegnałem się z moją starą mamą, to ona swoim ochrypłym głosem powiedziała mi tak: Synku, gdziekolwiek byś był, gdziekolwiek by cię posłali, wiedz jedno: o dwunastej codziennie modlę się o ciebie do Boga Wszechmogącego, modlę się o twoje życie do Boga”. To jest potęga tych trzystu, tej resztki.

Na co patrzymy, kiedy mówimy „Kościół”? Czy patrzymy na dumne 32 tysiące? Oczywiście wszyscy są wierzący, idziesz po ulicy – wszyscy są wierzący, cała Polska w ogóle jest wierząca (jak już tu powtarzałem, tylko trzy procent jest wierzących, a ja ciągle tylko te trzy procent spotykam). Czy widzimy te 32 tysiące, z których wszyscy mówią, że strasznie wierzą? A może te 9700, którym się wydawało, że są wybrani? A może te 22 tysiące, co poszły do domu i powiedzieli: „No, my właściwie praktykujemy, ale na razie idziemy do domu, bo nie ma nic do roboty”? A może tych trzystu, którzy się modlą i są gotowi na wszystko z Bogiem? Bóg coś wielkiego objawił w tej księdze. Bóg powiedział: „Spójrzcie, na brzegu tej rzeki pokażę wam, co ja widzę, kiedy mówię „Kościół”.

Możemy ocaleć od tego, co nadchodzi i wygrać, ale nie jako wielka siła, lecz jako Boży wybrani, w naszej słabości. To nie jest kwestia tego, co ogłaszamy, to kwestia tego, czym żyjemy, co Bóg widzi w naszym życiu. Gedeon dokonał przeglądu i byłby bardzo zdziwiony, gdyby się dowiedział, że pomylił się tylko o 9700. Czy my dzisiaj zdajemy sobie sprawę bracia i siostry, czym jest Kościół Boga żywego? Oni byli na tym świecie, ale nie byli jego wybrańcami, nie byli pupilkami świata. Taki Kościół, który jest pupilkiem świata, rozkoszuje się światem i razem z tym światem utonie. Oni byli nie z tego świata. Dzisiaj diabeł atakuje kłamstwem, że możesz żyć tak, jak chcesz, a i tak pójdziesz do nieba. Dlatego ludzie wierzą w wiele fałszywych rzeczy, ale Bóg powiedział „nie”. Bóg powiedział: „Będę przeszukiwał Jeruzalem w świetle pochodni i lepiej dla nas, żeby w każdym zakamarku życia został znaleziony Chrystus” (Sof. 1:12). Nasze zwycięstwo jest możliwe tylko ze światłem ewangelii, w prowadzeniu Duchem Świętym, jako Boża resztka. To, co czynił tamten lud i my mamy czynić.

Przesłanie o Gedeonie jest też przesłaniem o krzyżu. Najpierw musiało być skruszone gliniane naczynie, żeby Chrystus mógł zaświecić. Paweł wyraził to słowami:„Żyję nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus” albo inaczej: „Ukrzyżowany jestem z Chrystusem” (Gal. 2:20). Żołnierze roztłukli gliniane naczynia i dopiero było widać światło. Mamy świecić, a żebyś mógł świecić, twoje „ja” musi być uniżone, twoje obrażalstwo musi umrzeć na krzyżu, twój egoizm, twój gniew, niecierpliwość muszą umrzeć. Wiem przynajmniej jedno, że kiedy to umiera, Chrystus zaczyna żyć i człowiek zyskuje pokój, którego nikt nie potrafi odebrać.

Gedeon zanim tam poszedł, spędził czas na modlitwie. My dzisiaj mamy Ducha Świętego. Nie chcę powiedzieć, że w tamtych czasach Ducha Świętego nie było, ale Gedeon nie miał Ducha Świętego tak, jak my mamy, jako Kościół Pięćdziesiątnicy. I Gedeon położył runo. Kiedy modliłem się i zastanawiałem się, dlaczego Gedeon położył runo, zobaczyłem jego szczerość, zobaczyłem jego prawość, on chciał być pewny: „Albo idę, albo lepiej, żebym został, albo Pan chce, albo nie będę miał z tym nic wspólnego”. Coś ważnego teraz powiem – my jako Kościół mamy dary, mamy możliwości, mamy przywilej chodzenia w pełni Ducha Świętego i tylko to, co jest pełne Ducha Świętego Bóg nazywa Kościołem. Kiedyś jeden stary nauczyciel Słowa Bożego powiedział: „Kiedy zabrzmi głos trąby, Bóg nie będzie musiał każdemu do ucha szeptać, że już czas, że czas się podrywać do góry, ale po prostu, kto chodzi w Duchu Świętym ten będzie wiedział”. To jest ta pełnia.

Wtedy nie tak to było. Gedeon położył runo. Zacząłem się zastanawiać przed Panem, co to runo mogło znaczyć. Nie jestem nieomylny, wiele błędów w życiu zrobiłem, ale zacząłem myśleć, przyglądać się, czytać jeszcze raz i zrozumiałem, że to runo dla nas, dla Kościoła może mieć bardzo głębokie przesłanie. Bóg przez to runo powiedział Kościołowi, że tam, gdziekolwiek byłoby mokro, wy będziecie na sucho, gdzie byłoby sucho, wy będziecie na mokro. Wy będziecie w tym świecie nieprawości, ale w was tej nieprawości nie będzie, kiedy świat się będzie śmiał, wy będziecie płakać, kiedy świat zacznie płakać, wasz smutek w radość się zamieni. Ja za każdym razem pokażę tobie Kościele, że jesteś inny, oddzielony od tego świata moim cudem wybrania. Wierzę, że to jest to, co to runo pokazuje Kościołowi dzisiaj. Bóg pokazuje, że jest cud wybrania, cud powołania, cud Bożego oddzielenia. Wszystko spłonie, wy nie spłoniecie. Dziś wszystko zgaszone, a wy płońcie, świat będzie się śmiał, wy smućcie się.

Kiedy się nawróciłem, jedną z pierwszych rzeczy, jaka się w moim życiu zmieniła było to, z czego się śmiałem, a zaraz potem to, nad czym płakałem. To, nad czym kiedyś płakałem było już teraz dla mnie wesołe, a to, z czego kiedyś się śmiałem stało się smutkiem w moim sercu. Bóg powiedział: „Połóż Gedeonie, a ja ci pokażę, że to, co we mnie, jest inne”. W przypadku Gedeona Bóg okazał się Bogiem Wszechmogącym. Kiedy przyjdzie do końca twoich dni czy ludzie powiedzą, że twój Bóg był Wszechmogący?

„Panie Boże Izraela, Ty jesteś sprawiedliwy, że chociaż resztka z nas ocalała, jak to jest dzisiaj. Oto stoimy przed Twoim obliczem splamieni winą, choć nie godzi się nam z tego powodu stać przed Twoim obliczem” (Ez. 9:15) – tak modlił się Ezdrasz, a potem wszystko się zaczęło. Dzisiaj stańmy jako taki prawy lud. Pozwólmy, aby Bóg nazywał rzeczy po imieniu, pozwólmy, żeby światło świeciło, nie przekręcajmy tak, jak cały świat przekręca. Zobaczcie, dzisiaj już nawet prawo jest przekręcane. Kiedy patrzę na te afery w telewizji, widzę jedną rzecz – jeżeli byście mnie o coś spytali, to na każde pytanie potrafię dać odpowiedź „tak, tak” albo „nie, nie”; jeżeli mnie spytasz: „Czy ty, Mirosławie Kulec, ukradłeś?”, to mogę powiedzieć tak albo nie. „W związku z tym pytaniem…”, „chciałbym zaznaczyć…”, „odpowiedź sprzed czterech miesięcy…” – to nie jest odpowiedź tak albo nie. To jest odpowiedź „tak”, tylko że próbuję prawo przystosować do swojej niewinności. Bóg nie da z siebie kpić. Bóg chce, abyśmy dzisiaj stanęli przed Nim i nie próbowali posługiwać się Jego Słowem dla usprawiedliwienia tego, czego On nie chce, ale abyśmy otwierali to Słowo tak, jak tamci wielcy królowie, o których On mówił, że szli Jego śladami; tak jak ci wielcy mężowie Boży, którzy otwierali to Słowo, patrzyli w to Słowo i mówili: „Panie, czy tak się rzeczy mają? A jeśli tak, chce iść za Tobą całym moim życiem, chcę płacić moim życiem, składać przed Tobą moje życie”.

Wierzę, że żyjemy w dniach, kiedy słuchamy jedne z ostatnich kazań i wieszamy ostatnie kalendarze, żyjemy w dniach, kiedy Kościół będzie jeszcze coś oglądał od Boga i wierzę, że Bóg coś jeszcze ma dla nas. Ja nie zamierzam swojego życia budować ze słomy i siana, chcę moje życie zbudować w Chrystusie, a On jest złotem. Mam jednego wroga, mam strasznego wroga – moje „ja”. Co zbuduję, to ten wróg rozwala i dlatego Jezus powiedział: „Dam ci receptę na twojego wroga: kto chce pójść za Mną niech się zaprze samego siebie”. Powiesz: „No dobrze Panie, ja się zaprę samego siebie, ale ten stary „ja” pójdzie za mną i będzie krzyczał, że to nieprawda, że się znamy”. „Kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie”. Weź krzyż, a ten stary człowiek będzie się bał i pewnego dnia odkryjesz, że już nie ma słów, które cię mogą obrazić, już nie ma takich słów, które cię mogą wyprowadzić z równowagi, ale jest Boży smutek w twoim sercu.

Dzisiaj Bóg powiedział do bezbożnej Polski, że na pewno zginie, a teraz to już tylko nasza decyzja, co my z tym zrobimy. Z tym słowem chcę was zostawić dzisiaj. Bóg pokazał, że nie te 32 tysiące, którym się wydawało, że są jego Kościołem, nie 10 tysięcy, które w oczach człowieka wydawały się właściwe, ale powiedział: „Zejdźcie nad rzekę, a Ja ten lud przesieję” i dokładnie to samo ma się stać w dniach, w których my żyjemy. Jaki to będzie wielki dzień, gdy odejdą do Pana na zawsze, na spotkanie z Nim, pochwyceni na obłoki jego ludzie. Chcę wam powiedzieć – tych trzystu odejdzie, ale 9700 ze spuszczoną głową pójdzie do domu. Ja nie chcę dożyć tamtego dnia, ja chcę dożyć dnia, gdy spotkam Pana.

Niech was Pan błogosławi. Noście to w swoim sercu. Dla jednych to przesłanie zachęty, a kto inny może powie: „No, bracie, je się nie zgadzam, wystraszyłeś mnie”. To się nie zgadzaj, nie musisz się ze mną zgadzać. Słowo Boże mówi, że przyjdzie dzień na Boży rozkaz, na głos archanioła, na odgłos trąby Bożej, najpierw powstaną ci, co zasnęli w Chrystusie, a potem my. I to jest moja miłość, moje przesłanie, z tym Bóg mnie posłał. Niech was Pan Bóg błogosławi. Amen.

 

—–

Kazanie wygłoszone w zborze Chrześcijańskiej Wspólnoty Ewangelicznej w Bielsku-Białej.

(c) 2003 Mirosław Kulec

Przygotowanie kazania: Mirosław Kulec

Korekta gramatyczna: Izabela Turtoń

Kopiowanie i rozpowszechnianie niniejszego kazania jest dozwolone bez ograniczeń.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Czytelnia, Kazania, Mirosław Kulec. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.